Dariusz Płażewski w Szkocji od podstaw buduje własną destylarnię. Chce udowodnić, wbrew przekonaniu wielu osób, że tradycyjna metoda produkcji whisky wciąż ma sens.
Sukces: Postanowił pan robić coś, co można nazwać wożeniem drewna do lasu. Produkcja whisky w Wielkiej Brytanii, która jest krajem whisky? To wymaga odwagi.
Dariusz Płażewski: Uważam się za osobę, która dąży do celu. Jeśli czegoś chcę, staram się to osiągnąć. To, co robię nie jest jednak wożeniem drewna do lasu. Mieszkając w Londynie, obserwowałem popularność powstających tu w ostatnich latach destylarni ginu. Przyszło mi do głowy, że też mógłbym otworzyć własną destylarnię, ale whisky. Zacząłem badać, jakie warunki trzeba spełnić, by to zrobić. Okazało się, że to dość prosty proces. W tamtym czasie w Anglii praktycznie nie istniały już destylarnie whisky. Niemal wszystkie zostały wypchnięte z rynku przez producentów ze Szkocji. Dostrzegłem dużą lukę na rynku i tak to się zaczęło. Jako Bimber Distillery pojawiliśmy się w momencie narodzin boomu na whisky angielską. Obecnie w Anglii jest około 30 destylarni i prawie wszystkie powstały poźniej od nas.
Bimber to dość przewrotna nazwa dla destylarni whisky.
DP: Poprzez nazwę chcieliśmy nawiązać do tego, jak uczyłem się produkcji alkoholu w Polsce. Po drugie – dla Anglików Bimber to nazwa łatwa do wymówienia, po angielsku brzmi to intrygująco. Niektórzy myślą nawet, że to angielskie słowo (śmiech).