Oto kolejna odsłona nowego cyklu magazynu „Sukces” zatytułowanego „Jak oni pracują”. W każdym odcinku zaglądamy do pracowni i biur ludzi kreatywnych, by przekonać się, jak przebiega u nich proces twórczy i jak z niczego rodzi się „coś”. Tym razem naszym gościem jest Magdalena Linke–Koszek, współtwórczyni organizacji HerImpact wspierającej kobiety, a także właścicielka marki Umile produkującej ubranka dla dzieci.
Nie trzeba pracować dzień i noc, żeby coś stworzyć. Wystarczy być bardzo systematycznym i konsekwentnym. Prowadzę dwie firmy, dlatego wiele osób myśli, że jestem pracoholiczką. Nie jestem - mam po prostu dobry plan i robię tylko to, co potrzebne. Gdy jestem w pracy, nie tracę czasu na pogaduchy. Sprawy załatwiam ekspresowo, równie szybko podejmuję decyzje. Wolę internetowe „calle” od spotkań na kawę czy lunch, bo na callach rozmawia się o konkretach.
Lubię też dzielić się pracą. Zwykle omawiam z klientem projekt, a później rozdzielam zadania pomiędzy zespół, dzięki temu wszystko przebiega sprawnie. HerImpact na stałe tworzy 12 osób – sama nie zaszłabym daleko. Nie ma ludzi nieomylnych, każdemu czasem kończą się pomysły. Dlatego cieszę się, że mam w dokoła siebie osoby, które mogę zapytać o zdanie. Nawet jeśli ich punkt widzenia jest inny niż mój, z naszych dyskusji zawsze wychodzi coś interesującego.
Wystarczy mi miejsce na laptop
W tygodniu konkretne dni poświęcam konkretnej firmie. Jeśli na przykład w poniedziałek zajmuję się ubraniami dla dzieci Umile, to we wtorek jestem w HerImpact, w środę znowu Umile, we czwartek HerImpact. Taki system ułatwia funkcjonowanie zarówno mnie, jak i moim współpracownikom. Ja przez cały dzień koncentruję się na sprawach tylko jednej firmy, oni wiedzą, kiedy będę w biurze. HerImpact ma siedzibę w centrum Warszawy, każdy z pracowników może przyjść i tam pracować, ale nie musi. Nigdy nie chciałam tworzyć firmy, w której ludzie o 9.00 muszą być przy biurkach.
Dla wielu szefów atrybutem władzy jest własne biuro. Mnie wystarcza miejsce, na którym mogę postawić laptop. W domu mam biurko, ale chyba ani razu przy nim nie usiadłam. Zwykle za moją pracownię służą salon albo kuchnia - w innych pomieszczeniach nie jestem się w stanie skoncentrować. Nie potrzebuję ciszy, wręcz odwrotnie – świetnie się czuję, gdy dokoła jest głośno, dlatego zdarza mi się pracować w kawiarni. Potrafię się wtedy wyłączyć i skupić na tym, co mam do zrobienia.