W ramach walki z negatywnymi efektami zmian klimatycznych członkowie szampańskiego stowarzyszenia winiarzy (SGV) zdecydowali o tym, że krzewy winorośli potrzebują więcej przestrzeni. Bez tego jakość owoców, a co za tym idzie – samych szampanów – będzie coraz gorsza. Nie wszyscy jednak cieszą się z nowych reguł.
Szampania i zmiany klimatyczne
Od około stu lat winorośl uprawiano w Szampanii z zachowaniem odległości półtora metra między krzewami. Ta zasada dotąd się sprawdzała, stosuje ją zresztą wielu producentów win wysokiej jakości na całym świecie. Takie „stresowanie” winorośli zmusza rośliny do rywalizowania ze sobą o wodę i składniki odżywcze, zawarte w glebie.
Czytaj też: W Szampanii widać zmiany klimatu. Więcej win bez bąbelków
Zdaniem winiarzy, gdyby krzewy były bardziej od siebie oddalone, każdy z nich zyskałby lepszy dostęp do substancji odżywczych i wody, a to „rozleniwiłoby” winorośl. Co prawda zbiory byłyby większe, jednak praktyka taka odbiłaby się negatywnie na jakości owoców.
Tymczasem w ciągu ostatnich kilku dekad postępujące zmiany klimatyczne sprawiły, że ziemia zubożała, a roślinom zaczyna brakować wody. Dochodzi do tego trudność we wprowadzeniu nowoczesnych metod upraw ciasno obsadzonych winnic, a więc wyższe koszty pracy.
Dodatkowa irygacja i nawożenie nie wchodzą w grę, dlatego szampańscy winiarze znaleźli inne rozwiązanie tego problemu. Członkowie SGV, najważniejszego stowarzyszenia producentów szampana, przegłosowali pomysł, aby zwiększyć maksymalną dopuszczalną odległość między krzewami do 2-2,2 metra. Jak donosi serwis „France 24”, w praktyce obecnie dystans ten wynosi najczęściej między 1,2 a 1,3 metra.