– Przy podjęciu decyzji o uruchomieniu kategorii mody używanej wzięliśmy pod uwagę dwa popularne trendy – tłumaczy Dawid Pożoga z Zalando.
– Z jednej strony klienci i klientki coraz częściej poszukają ubrań z drugiej ręki, chcą dokonywać bardziej przyjaznych środowisku wyborów, albo szukają wyjątkowych ubrań i dodatków – dodaje.
– Drugim ważnym zjawiskiem jest uporządkowanie garderoby i ograniczanie liczby posiadanych ubrań, ludzie chcą zrobić to w innowacyjny sposób.
W podobnym tonie wypowiada się Justyna Konczewska z Crusha: – Kupowanie z drugiej ręki jest dla mnie luksusem, bo to zakupy w kameralnej atmosferze, bez pośpiechu. Nie sięgają tu promowane trendy czy nachalny marketing. To pojedyncze egzemplarze i cenne zdobycze. To także rzeczy, które przeszły próbę czasu, mają swoją historię i komuś już dobrze służyły”.
Czy second-hand równa się eko?
Branżowy portal Business of Fashion zadał ostatnio pytanie: czy resale jest dobry dla środowiska? Krytycy odpowiadają, że poszerzając rynek sprzedaży niechcianych ubrań i tak dokładamy cegiełkę do budowy kultury nieokrzesanego shoppingu.
Fanki Burberry sprzedają torby sprzed kilku lat po to, żeby kupić nowe, co nakręca dodatkowo rynek mody. Max Bittner, szef Vestiaire Collective twierdzi, że winne jest temu „życie na Instagramie” – codziennie nowa rzecz, codziennie nowa stylizacja.
Na szczęście resale pomaga wprowadzać powoli zmiany konsumenckie, jednocześnie pozostając atrakcyjnym modelem biznesowym dla rynku mody. Dziś polityka zrównoważonego rozwoju powinna leżeć u podstaw każdej marki, bo tego oczekują świadomi klienci i klientki.
To my, jako klientki i klienci, zaczynamy dyktować reguły gry. Zależy od nas więcej niż nam się wydaje.