Etyczna podróż dla wnuków

Cudowne, fantastyczne, wabiące miliony turystów. Takich miejsc są dziesiątki, ale tym razem to nie o nich.

Publikacja: 12.12.2019 11:28

Etyczna podróż dla wnuków

Foto: sukces.rp.pl

Wydawnictwa podróżnicze zazwyczaj publikują listy naj… Najpopularniejszych miejsc na świecie, najbardziej pożądanych, najpiękniejszych, najdroższych etc.. Tymczasem Fodor’s od lat publikuje listę „nie” – czyli miejsc, których odwiedzania nie tylko nie rekomenduje, ale wręcz prosi, by ich nie odwiedzać. To „nie” ma zwrócić uwagę na kwestie etycznego podróżowania, czyli takiego, które nie niszczy klimatu, ekosystemów i lokalnych społeczności. 

Przed laty na Majorce krążyła taka przypowieść. Ojciec miał trzech synów – najstarszemu i najmądrzejszemu podarował gaj oliwny, bo był pewny, że dobro, na które pracował wiele lat i on i ojciec i dziadek pójdzie w dobre ręce, a syn pomnoży majątek. Średniemu podarował winnicę, a najmłodszemu lekkoduchowi to, co zostało, czyli nieurodzajną plażę.

""

sukces.rp.pl

Fabryka oliwy splajtowała, winnica nie przynosiła oczekiwanych zysków, a najmłodszy plażę sprzedał pod hotel i żył w dostatku. W tej historyjce jak w soczewce widać losy miejsc, które rozkwitły dzięki turystycznemu boomowi. Tyle że to historyjka sprzed 40 lat, do której życie dopisało dalszy ciąg. 

Dziś na Majorce turystyka już nie jest błogosławieństwem. Czarterowe biura podróży odstraszają wymagających bogatych klientów, frytki i hamburgery zastąpiły lokalny tumbet (dla ciekawskich to smażone z czosnkiem i ziołami: papryka, bakłażan, cebula, ziemniaki i czasem cukinia). Wyspa generalnie podzieliła się na przylegającą do Palmy strefę turystyczną i całą resztę. Pierwsza to hałaśliwy kosmopolityczny kurort, wypuszczający macki do  atrakcyjnych miejsc, gdzie autokarami wozi się turystów, druga – jeszcze klimatyczna, bo trochę zapomniana, jakby podłymi drogami broniła się przed inwazją. 

I ktoś mógłby powiedzieć, że taka jest kolej rzeczy i to po prostu cywilizacyjny rozwój układa losy miejsc. Tyle że ów rozwój nie dzieje się bez ludzi. Z górą 100 lat temu prezydent Południowej Afryki Paulus Kruger wypowiedział znamienne słowa: „Chciałbym, aby moje wnuki miały szansę zobaczyć żyjące w naturze lwy czy słonie”.

Na dawnych terenach łowieckich zuluskich królów ustanowił wówczas park narodowy, drugi na świecie po amerykańskim Yellowstone. Ów amerykański park założono w 1885 roku, wtedy kiedy w Południowej Afryce w Transwalu, odkryto najbogatsze na świecie złoża złota i diamentów.  To one stały się przyczyną krwawych wojen burskich. 

Walczyli o nie Brytyjczycy z Burami dawnymi osadnikami holenderskimi, którzy wtedy – w końcu XIX wieku – nie mieli już żadnej innej ojczyzny niż Południowa Afryka. Kruger został prezydentem Transwalu w czasie I wojny burskiej w 1880 roku. Państwa, które w obliczu nieustannego zagrożenia, które skończyło się II wojną burską, w 1898 roku, jak mogło się wydawać, powinno inwestować w zbrojenia, a przede wszystkim bogacić się nie tylko dzięki szlachetnym kruszcom, ale także słoniowym kłom, lwim skórom i polowaniom. 

W owym czasie afrykańskie safari było nie tylko jedną z najbardziej dochodowych gałęzi turystyki, ale także swoistym przemysłem. Tymczasem dokładnie w roku wybuchu wojny, Kruger wyłączył z polowań najcenniejsze obszary. Właśnie po to, by chronić lwy, słonie i afrykański ekosystem. II wojna burska była zapowiedzią krwawych XX-wiecznych wojen światowych. Mało kto pamięta, że wtedy Brytyjczycy utworzyli pierwszy na świecie obóz koncentracyjny. W 1926 roku inne już państwo – wspólne Brytyjczyków i Burów – Republika Południowoafrykańska nadała utworzonemu przez Krugera parkowi narodowemu  imię prezydenta. 

Do dziś to najchętniej odwiedzany park narodowy w Południowej Afryce, jeden z nielicznych, w tym kraju, w którym przyroda obywa się z minimalną ingerencją człowieka. Przyhamowanie cywilizacyjnego rozwoju przyniosło zyski nie krótkofalowe o dużych kosztach, ale długofalowe. 

„Fodor’s no list” oczywiście turystów nie odstraszy, być może znajdą się tacy, którzy na przekór postawią sobie za punkt honoru, by umieszczone na niej miejsca odwiedzić. Jej najważniejszym zadaniem jest zwrócenie uwagi na takie aspekty podróżowania, których zazwyczaj nie bierzemy pod uwagę, planując wakacje. Kryterium wyboru to nie jest bowiem tylko cena, bezpieczeństwo i to „żeby było fajnie”. Chodzi o to, jaki wpływ, podróżując do danego miejsca, wywieramy na świat, na środowisko naturalne, na lokalną społeczność, na biznes. Każda z 13 pozycji na liście znalazła się z innego powodu. Ich katalog jest ważny po to, by „nasze wnuki mogły w naturze podróżować i poznawać świat”. 

""

sukces.rp.pl

Czytaj też Chcesz dbać o planetę? Omijaj te miejsca

Wydawnictwa podróżnicze zazwyczaj publikują listy naj… Najpopularniejszych miejsc na świecie, najbardziej pożądanych, najpiękniejszych, najdroższych etc.. Tymczasem Fodor’s od lat publikuje listę „nie” – czyli miejsc, których odwiedzania nie tylko nie rekomenduje, ale wręcz prosi, by ich nie odwiedzać. To „nie” ma zwrócić uwagę na kwestie etycznego podróżowania, czyli takiego, które nie niszczy klimatu, ekosystemów i lokalnych społeczności. 

Przed laty na Majorce krążyła taka przypowieść. Ojciec miał trzech synów – najstarszemu i najmądrzejszemu podarował gaj oliwny, bo był pewny, że dobro, na które pracował wiele lat i on i ojciec i dziadek pójdzie w dobre ręce, a syn pomnoży majątek. Średniemu podarował winnicę, a najmłodszemu lekkoduchowi to, co zostało, czyli nieurodzajną plażę.

Pozostało 83% artykułu
W podróży
Kraina Wygasłych Wulkanów doceniona na świecie. Polski geopark na liście UNESCO
W podróży
Emeryci lecą za pół ceny. Kraj w UE dopłaca do wakacji, także cudzoziemcom
W podróży
Podróżowanie „na sucho”. Nowy trend coraz popularniejszy. Na czym polega?
W podróży
Dubaj chce się stać najbardziej przyjaznym dla rowerzystów miastem na świecie
W podróży
„Teatr przyszłości” na pustyni. Saudyjczycy pokazali wizjonerski projekt