W ciągu niespełna trzech dekad Supreme z niewielkiego sklepu dla skejtów przy nowojorskiej Lafayette Street urosła do rangi najpotężniejszej marki streetwearowej na świecie i zyskała przydomek „Chanel streeatwearu”.
To właśnie Supreme, za sprawą licznych współprac z innymi znanymi markami i czołowymi domami mody, takimi jak choćby Louis Vuitton, wyniosła modę uliczną na salony. Teraz jednak w obozie Supreme nie dzieje się najlepiej.
Supreme w tarapatach. Czy to może być koniec kultowej marki?
Założyciel marki Supreme, James Jebbia, zapewnił jej komercyjny sukces dzięki innowacyjnemu niegdyś modelowi wypuszczania co tydzień kolejnych partii ubrań, tak zwanych „dropów”. Dzięki przystępnym cenom produkty Supreme rozchodziły się na pniu.
Czytaj więcej
Czy majtki będą nową definicją stroju wieczorowego? Jeśli spojrzeć na to, jak na festiwalu w Wenecji wystąpiła brytyjska aktorka Emma Corrin, można uznać, że moda wkracza w nową erę. Czy kreacja marki Miu Miu, w której wystąpiła Brytyjka, to trend czy nowa rzeczywistość?
W XXI wieku marka Supreme miała już status giganta mody ulicznej, coś jednak w tej doskonale naoliwionej biznesowej maszynie zaczęło szwankować. Kolejne kolaboracje z innymi markami przestały budzić tyle emocji, pojawiały się też zarzuty, że Supreme porzuciła swoje kontrkulturowe ideały. Nawet najzagorzalsi fani marki zaczęli się od niej odwracać.