„Oppenheimer” to nie wyjątek: mamy erę bardzo długich filmów. 3 godziny to norma

Oppenheimer, nowy hit Chrisa Nolana, trwa trzy godziny. To wcale nie jest wyjątek. Coraz trudniej obejrzeć w kinie film, który trwałby „klasyczne” 90 minut. Skąd ta zmiana?

Publikacja: 26.07.2023 10:39

Plakat promujący film „Oppenheimer” przed Chinese Theater w Hollywood.

Plakat promujący film „Oppenheimer” przed Chinese Theater w Hollywood.

Foto: VALERIE MACON / AFP

Wydaje się, że wieczorne maratony filmowe, w trakcie których w towarzystwie przyjaciół, przekąsek i napojów oglądało się po kilka filmów, już niebawem zastąpią seanse jednej, kilkugodzinnej produkcji.

Nowe filmy, które trafiają do kin czy serwisów streamingowych, stają się coraz dłuższe. Czy to koniec epoki produkji liczących klasyczne 90 minut?

3 godziny w kinie. Filmy są coraz dłuższe

Kiedy w 2019 roku Martin Scorsese zaprezentował trwającego trzy i pół godziny „Irlandczyka”, długość tego filmu wywołała sporo krytyki ze strony recenzentów i widzów. Powszechnie mówiono, że Scorsese przesadził. Dziś film o podobnej długości z reguły nie budzi już kontrowersji – jest po prostu normą.

Czytaj więcej

„Stałem się śmiercią”: kim był Robert Oppenheimer, bohater filmu Chrisa Nolana?

Powstaje coraz więcej filmów, których długość grubo przekracza dwie, a czasem nawet trzy godziny. Mowa o takich produkcjach jak „Midsommar” Ari Astera (prawie dwie i pół godziny), „Beau się boi” tego samego reżysera (prawie trzy godziny) czy „Blondynka” (dwie godziny i 46 minut). „Diuna” Denisa Villeneuve’a z 2021 roku trwa dwie godziny i 35 minut, zaś nadchodzący sequel – trzy godziny i 15 minut.

Za trendem tym po raz kolejny poszedł też Christopher Nolan. Jego najnowsza i najdłuższa jak dotąd produkcja, „Oppehneimer”, trwa równo trzy godziny. Jeszcze w pierwszej i drugiej dekadzie XXI wieku takie filmy Nolana jak „Interstellar”, „Incepcja”, czy trylogia o Batmanie uchodziły za bardzo długie – przykuwały widza do fotela w kinie na grubo ponad dwie godziny.

Na tym tle niecałe dwie godziny brzmią zupełnie rozsądnie. To właśnie tyle – a konkretnie godzinę i 54 minuty – trwa głośny film „Barbie” w reżyserii Grety Gerwig.

Możliwe, że to właśnie długość „Barbie” – oprócz samej tematyki i gigantycznej kampanii promocyjnej wokół tej produkcji – zadecydowała o dużo większym sukcesie finansowym w porównaniu do „Oppehneimera”, który miał swoją premierę tego samego dnia. W weekend premiery „Barbie” zarobiła na całym świecie 337 milionów dolarów.

Dla porównania „Oppenheimer” zgarnął znacznie skromniejsze niecałe 75 milionów. Można przypuszczać, że dalsze wpływy będą pochodzić z serwisów streamingowych. Wtedy przynajmniej widzowie będą mogli kliknąć pauzę – i na przykład pójść do toalety czy po jedzenie do kuchni bez utraty kilku minut filmu.

Czy przyszłość branży filmowej to coraz dłuższe filmy?

Oczywiście krótsze filmy nadal powstają, zaś te bardzo długie nie są fenomenem jedynie ostatnich lat. Mimo to w przypadku produkcji obliczonych na zebranie wielomilionowej publiczności na całym świecie niewielkie są szanse, że ich długość spadnie poniżej dwóch godzin.

Widać to chociażby po superprodukcjach z uniwersum DC i Marvela czy kolejnych „Avatarach” Jamesa Camerona. „Avatar z 2009 roku trwał dwie godziny i 42 minut, zaś „Avatar: Istota wody” – już ponad trzy, zaś „Liga Sprawiedliwości Zaca Snydera” – cztery.

Zjawisko wydłużania się filmów wynika z rosnącej już od ponad dziesięciu lat popularności serwisów streamingowych. Jak wiadomo, zarabiają one na czasie, jaki spędzają na nich widzowie, oglądając filmy i seriale. Produkcje te muszą więc być nie tylko ciekawe, ale też długie.

Swoją teorię na temat całego zjawiska ma Dana Polan, profesorka filmoznawstwa na Uniwersytecie Nowojorskim. W rozmowie z „Variety” z ubiegłego roku ekspertka stwierdziła, że obecnie wraz z długością filmu rośnie również jego prestiż. Kupując bilet do kina, widz ma więc poczucie dobrze wydanych pieniędzy. Coraz częściej traktujemy wizytę w kinie jako coś specjalnego, dlatego taki wieczór filmowy nie mógłby się zakończyć po półtorej godzinie, bo to mogłoby zostawiać u widzów niedosyt – uważają niektórzy komentatorzy.

Wydaje się, że wieczorne maratony filmowe, w trakcie których w towarzystwie przyjaciół, przekąsek i napojów oglądało się po kilka filmów, już niebawem zastąpią seanse jednej, kilkugodzinnej produkcji.

Nowe filmy, które trafiają do kin czy serwisów streamingowych, stają się coraz dłuższe. Czy to koniec epoki produkji liczących klasyczne 90 minut?

Pozostało 91% artykułu
Film
„Co poszło nie tak?”. Brytyjskie media bez litości dla 6. sezonu „The Crown”
Film
Filmy o procesach gwiazd to nowy trend. Czemu lubimy patrzeć na pranie brudów?
Film
Burza po wypowiedzi Quentina Tarantino o brytyjskich aktorach. „Są jak fantomy”
Film
Horrory przeżywają drugą młodość. To zasługa generacji Z, która uwielbia się bać
Film
Francuzi mają dość fanów serialu „Emily w Paryżu”. „Nie sprzedajemy marzeń”