Wydaje się, że wieczorne maratony filmowe, w trakcie których w towarzystwie przyjaciół, przekąsek i napojów oglądało się po kilka filmów, już niebawem zastąpią seanse jednej, kilkugodzinnej produkcji.
Nowe filmy, które trafiają do kin czy serwisów streamingowych, stają się coraz dłuższe. Czy to koniec epoki produkji liczących klasyczne 90 minut?
3 godziny w kinie. Filmy są coraz dłuższe
Kiedy w 2019 roku Martin Scorsese zaprezentował trwającego trzy i pół godziny „Irlandczyka”, długość tego filmu wywołała sporo krytyki ze strony recenzentów i widzów. Powszechnie mówiono, że Scorsese przesadził. Dziś film o podobnej długości z reguły nie budzi już kontrowersji – jest po prostu normą.
Czytaj więcej
Jedni mieli go za aroganta, inni za wizjonera, jeszcze inni – za osobę niebezpieczną. Stworzył najpotężniejszą broń w historii ludzkości. Kim był Robert Oppenheimer, o którym opowiada nowy film Chrisa Nolana zatytułowany po prostu „Oppenheimer”?
Powstaje coraz więcej filmów, których długość grubo przekracza dwie, a czasem nawet trzy godziny. Mowa o takich produkcjach jak „Midsommar” Ari Astera (prawie dwie i pół godziny), „Beau się boi” tego samego reżysera (prawie trzy godziny) czy „Blondynka” (dwie godziny i 46 minut). „Diuna” Denisa Villeneuve’a z 2021 roku trwa dwie godziny i 35 minut, zaś nadchodzący sequel – trzy godziny i 15 minut.