Czy Donald Trump zemści się na Hollywood?

Mel Gibson, Sylvester Stallone i Jon Voight zostali „ambasadorami” Donalda Trumpa do spraw Hollywood. Wcześniej atakował twórców filmu „Wybraniec", przypominającego, że mentorem Trumpa był Roy Cohn, kontrowersyjny prawnik, który zaczął karierę w czasach McCarthyzmu.

Publikacja: 19.01.2025 19:00

Jeremy Strong jako Roy Cohn (z lewej) i Sebastian Stan jako młody Donald Trump w „Wybrańcu”

Jeremy Strong jako Roy Cohn (z lewej) i Sebastian Stan jako młody Donald Trump w „Wybrańcu”

Foto: M2Films

„Make America Great Again” – głosił Donald Trump w kampanii wyborczej. Teraz, gdy został prezydentem, chce „przywrócić wielkość Hollywoodowi”. Sprawić, by stolica amerykańskiego przemysłu rozrywkowego odzyskała swoją zagubioną, jego zdaniem, świetność, by była „silniejsza i ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej”. Wybrał już sobie nawet specjalnych ambasadorów tej akcji. Będą nimi Mel Gibson, Sylvester Stallone i Jon Voight. Mają mu doradzać, jak sprawić, by wrócił „złoty wiek Hollywoodu”.

Wszyscy trzej panowie są przebrzmiałymi gwiazdorami, którzy największe sukcesy odnosili pod koniec poprzedniego stulecia, wszyscy też popierali Trumpa w czasie poprzedniej prezydentury i ostatniej kampanii wyborczej. 78-letni Stallone nazywał go „drugim George’em Washingtonem”, a 85-letni Voight „najlepszym prezydentem od czasu Abrahama Lincolna”. Kilka miesięcy temu ten „nocny kowboj”, a prywatnie ojciec Angeliny Jolie, w wywiadzie dla „Variety” przypomniał, że popiera Trumpa od roku 2015. Z kolei 69-letni Gibson, zatrzymywany za prowadzenie samochodu po pijanemu i skazany za przemoc domową, nie tylko wychwalał Trumpa, ale również krytykował jego kontrkandydatkę Kamalę Harris. Wiceprezydentkę USA wręcz obraził, mówiąc, że ma „IQ słupa ogrodzeniowego”. 

Są i inni, którzy wspierali i wspierają Trumpa. Przede wszystkim Elon Musk, który na jednym z wieców Trumpa mówił: „Ameryka osiągnie wyżyny, jakich nigdy wcześniej nie widziała. Przyszłość będzie niesamowita”. Za Trumpem murem stał aktor i wrestler Hulk Hogan.

Prodemokratyczna Kalifornia

Ale zwolennicy zaczynającego właśnie kolejną prezydenturę Trumpa są w świecie kina w absolutnej mniejszości. Kalifornia głosuje na demokratów. Po stronie ich kandydatów zawsze stawali najwięksi: Steven Spielberg, Meryl Streep, Harrison Ford, Julia Roberts, George Clooney, Leonardo DiCaprio, Matt Damon, Jeff Bridges, Jennifer Lawrence, Sarrah Jessica Parker czy też Taylor Swift, Billie Eilish, Beyonce, Eminem i Bruce Springsteen, który w czasie kampanii przestrzegał, że Trump jest tyranem. - Nie rozumie tego kraju, jego historii ani tego, co znaczy być głęboko amerykańskim – mówił.  - Kamala Harris będzie chronić twoje prawo do debaty w kwestiach polityki lub idei. Trump żąda bezwarunkowej lojalności, mówi o zemście – wtórował mu w czasie kampanii Harrison Ford. Stevie Wonder śpiewał Kamali Harris „Happy Birthday”, a Lady Gaga, która na inauguracji prezydencji Bidena wykonała amerykański hymn, podczas ostatniej kampanii pojechała do Pensylwanii, by tam namawiać ludzi do głosowania na Harris.

Kolejnym powodem, dla którego Donald Trump może nienawidzić ludzi kina, jest film „Wybraniec”, w którym Ali Abbasi opowiedział o początkach kariery Donalda Trumpa i o jego relacjach z szemraną, mroczną postacią, jaką był prawnik Roy Cohn. To on odegrał niechlubną rolę jako prokurator w czasach makkartyzmu (przypomniał to m. in serial „Anioły w Ameryce”), a młodego Trumpa nauczył wiary w siebie, ciągłego atakowania, a przede wszystkim tego, by nigdy nie przyznawać się do porażki i nie przepraszać. Abbasi pokazał też w filmie nielojalność Trumpa w stosunku do swojego mentora. 

W poście na Truth Social (@Trump Daily Posts) Donald Trump nazwał „Wybrańca” tanią, zniesławiającą i politycznie obrzydliwą robotą walącą w niego jak siekierą. Przed wyborami dodał, że filmowcy chcą „zranić największy ruch polityczny w historii kraju" i dodał: „Scenarzysta tej kupy śmieci Gabe Sherman to łajdak i haker bez talentu”. 

Ratunek dla Hollywoodu?

Co więc naprawdę zapowiada Trumpowa obietnica „ratowania” Hollywoodu? Zemstę? Wspieranie własnych zwolenników? I co właściwie mają ratować dzielni staruszkowie z Voightem na czele? Jak twierdzi Trump, Hollywood stracił „wiele interesów w ciągu ostatnich czterech lat na rzecz obcych krajów”. Samo to określenie budzi wątpliwości. Kinu amerykańskiemu rzeczywiście nawet w konkurencjach oscarowych coraz trudniej jest walczyć z produkcjami z innych części świata. Dziś już krytycy zastanawiają się, czy na rozmaite nagrody większe szanse ma amerykański „Brutalista”, czy francuska „Emilia Perez”. 

Pozycję ekonomiczną amerykańskiego przemysłu filmowego osłabiły ograniczenia z czasu covidowej pandemii, a potem strajk scenarzystów i aktorów. Ale na listach kasowych przebojów nieodmiennie królują przeboje hollywoodzkie, często zresztą są to sukcesy starych, odgrzewanych tematów. 

Prawdą jest, że według danych ProdPro całkowita produkcja filmowa spadła w USA o 26 proc. w porównaniu z 2021 rokiem. Jak i to, że dochody hollywoodzkich produkcji z kin na całym świecie wyniosły w ubiegłym roku 8,7 mld dol. i były o 3,3 proc. niższe niż w 2023 r. I aż o 23,5 proc. niższe niż przed pandemią. Ale po pierwsze owe trumpowe „obce kraje” wciąż generują znaczną część wpływów kasowych z oldschoolowych produkcji amerykańskich, po drugie zaś obniżenie filmowego box-office’u wynika też z gwałtownego rozwoju w czasie pandemii platform streamingowych. A większość tych platform jest własnością Amerykanów. 

Czytaj więcej

"Wybraniec" - Przedwyborczy pasztet Donalda Trumpa

Niechęć starego-nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych do Hollywoodu idzie tak daleko, że do tej pory nie pojawił się on w niszczonym przez pożary Los Angeles. Ostatnio znów przełożył termin tej wizyty. Wiadomo też, że Donald Trump jest pamiętliwy, a do swoich celów potrafi iść po trupach. I swoich zwolenników potrafi nagradzać i promować, a przeciwników niszczyć.

Tylko co może Donald Trump zrobić Kalifornii? „Polityki historycznej” nie przeforsuje, bo wielkie studia są niezależne, Meryl Streep nie zniszczy, bo jej aktorska wirtuozeria jest wielkim atutem każdego filmu. Przemysł filmowy, nawet osłabiony, wciąż przynosi Ameryce ogromne wpływy, ale wsparcie by się teraz kalifornijskiemu przemysłowi przydało.

Na razie sytuację próbuje ratować gubernator Gavin Newsom, który zaproponował rozszerzenie programu ulg podatkowych w kalifornijskim filmie i telewizji do 750 mln dol. rocznie (w porównaniu z 330 mln dol. do tej pory). A jak chce „uczynić Hollywood znów wielkim” Donald Trump? Co mogą mu podszepnąć leciwi doradcy? Strach pomyśleć, ale amerykańscy artyści przetrwali już niejedną burzę. Politycy się zmieniają, a oni trwają.

„Make America Great Again” – głosił Donald Trump w kampanii wyborczej. Teraz, gdy został prezydentem, chce „przywrócić wielkość Hollywoodowi”. Sprawić, by stolica amerykańskiego przemysłu rozrywkowego odzyskała swoją zagubioną, jego zdaniem, świetność, by była „silniejsza i ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej”. Wybrał już sobie nawet specjalnych ambasadorów tej akcji. Będą nimi Mel Gibson, Sylvester Stallone i Jon Voight. Mają mu doradzać, jak sprawić, by wrócił „złoty wiek Hollywoodu”.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
„Dla Piotrka widz był najważniejszy”: Współpracownicy o Piotrze Woźniaku-Staraku
Film
„Co poszło nie tak?”. Brytyjskie media bez litości dla 6. sezonu „The Crown”
Film
Filmy o procesach gwiazd to nowy trend. Czemu lubimy patrzeć na pranie brudów?
Film
„Oppenheimer” to nie wyjątek: mamy erę bardzo długich filmów. 3 godziny to norma
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Film
Burza po wypowiedzi Quentina Tarantino o brytyjskich aktorach. „Są jak fantomy”
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego