Pokazaliśmy to w trakcie kwarantanny, w większości pracując zdalnie w dresach, swetrach, czasem i samej bieliźnie. Jeśli nakładaliśmy cokolwiek bardziej formalnego, to tylko na czas wideokonferencji. I od pasa w górę.
Nie tylko my zresztą. Sam Wood z komitetu polityki pieniężnej Bank of England przyznał, że od wybuchu pandemii krawat założył tylko dwa razy – do zdjęcia dla „Timesa” i na sprawozdanie przed parlamentem. A i tak miał na sobie dżinsy.
Firma badawcza NPD Group przeprowadziła z kolei ankietę wśród Amerykanów. Z tych, którzy w czasie pandemii zaczęli pracować w domu, aż 48 proc. spędzało cały dzień w bluzach i spodniach dresowych, a 46% w pidżamie i ubraniach z kategorii „loungewear”. Czyli w tzw. ciuchach po domu. Dodatkowo, co trzecia kobieta przyznała, że rzadziej nosiła biustonosz.
Adidasy w banku
Większość z nas przeniesie ubraniowe przyzwyczajenia z domowej kwarantanny do miejsc pracy. Oczywiście, żaden prezes dużej spółki nie przyjdzie do pracy w szlafroku, podobnie nie uczyni tego profesor, adwokat czy dyplomata.
Jednak strój służbowy stanie się synonimem stroju wygodnego, a w swojej najbardziej formalnej formie osiągnie poziom równy stylowi Casual Friday: dżinsy lub chinosy, T-shirty bądź casualowe koszule i kardigany lub sportowe marynarki. Buty? Zapewne sportowe.