Richard James, jeden z najbardziej znanych i cenionych krawców na legendarnej londyńskiej ulicy Savile Row, zaprezentował pierwszą kolekcję w stylu althleisure. Szyte na miarę garnitury dla najbardziej wymagających klientów zastąpiły t-shirty, bluzy i dresowe spodnie w jaskrawych kolorach. W nowej rzeczywistości zanika biurowy dress code, a dresy stają się popularniejsze od jeansów, ale mekka krawiectwa próbuję dostosować się do wymuszonych pandemią zmian także na inne sposoby.
Nowy dres kod
Sean Dixon, współtwórca marki Richard James, przekonuje z rozmowie „Financial Timesem”, że choć pomysł może wydać się odrobinę „anarchistyczny”, to tak naprawdę wygoda zawsze stanowiła część DNA marki. Jako inspiracje dla kolekcji London Line Dixon wymienia m.in. klasyczne włoskie marki sportowe jak Fila czy Tacchini i ich projekty z lat 80., „rzeczy, które mogliby nosić Borg i McEnroe”.
Sam James, który w czasie swojej prawie 30-letniej kariery zdążył zdobyć wszystkie prestiżowe wyróżnienia dla brytyjskich projektantów, z przyznawanym przez British Fashion Council tytułem Designer of The Year na czele, mimo kryzysu pozostaje krawcem rozchwytywanym przez znanych klientów. Ale garniturów w Wielkiej Brytanii sprzedaje się coraz mniej – tylko od 2016 ich sprzedaż spadła o 24%. Trend spadkowy zapoczątkował kryzys finansowy w 2008 roku, i choć sprzedaż online w ostatnich miesiącach częściowo ograniczyła straty Savile Row, to marki działające pod prestiżowym adresem próbują jeszcze bardziej przystosować się do nowych realiów.
Savile Row po koronawirusie
Już w ubiegłym roku z Savile Row zniknęły Hardy Amies i Chester Barrie. W tym roku dołączył do nich założony w 1882 roku Kilgour. Na niespełna 150-metrowej Savile Row opuszczonych jest dziś aż 13 sklepów. Ci, którzy zostali, próbują przełamywać konserwatywną etykietę – nie tylko sięgając po cyfrową dystrybucję i kolekcje althleisure.