Słynna zakupowa torebka Tiffany & Co doczekała się wersji dla najbardziej wymagających. Papier zastąpiła cielęca skóra w kolorze Tiffany Blue, a za ikonę w dwóch wersjach – większej i mniejszej – trzeba zapłacić 1350 (ok. 5350 zł) lub 975 dolarów (ok. 3850 zł). Drogo? To charakterystyczna cecha dla zmian symboli statusu, które w ostatnich latach stały się przedmiotem analiz ekspertów.
Zwyczajne niezwyczajne
W ostatnich latach, m.in. za sprawą takich projektantów jak Demna Gvasalia z Balenciagi, podnoszenie banalnych przedmiotów niemal do rangi dzieła sztuki stało się niemal rutyną w przypadku domów mody, ale też restauracji. Gvasalia stworzył własną wersję torby Frakta z Ikei, nagrodzony gwiazdką Michelin szef kuchni Carlo Cracco wykorzystuje w swoich daniach paczkowane chipsy ziemniaczane, a marka Nordstrom włączyła do swojej kolekcji buty, które wyglądały jak zniszczone i sklejone taśmą klejącą. Cena? 530 dolarów.
Akademicy i krytycy, tacy jak Silvia Belezza i Jonah Berger, piszą o trajektorii odmiennej od znanej teorii skapywania, czyli o „trickling-round” – przepływie przedmiotów codziennego użytku z życia klas niższych do świata luksusowej mody, z pominięciem klasy średniej. Zdaniem analizujących zjawisko akademików sięganie po ekskluzywną wersję papierowej torebki Tiffany to rodzaj alternatywnego symbolu statusu, „ironiczna” próba odróżnienia się klasy wyższej od średniej.
Tiffany ciągle niepewne
Nowe kolekcje i ekskluzywne produkty pojawiają się w Tiffany nieco w cieniu bieżącej sytuacji biznesowej marki. Nadal nie wiadomo, jak zakończy się ciągnąca się od listopada ubiegłego roku transakcja, która ma doprowadzić do przejęcia amerykańskiej firmy przez koncern LVMH. O wątpliwościach Bernarda Arnaulta pisaliśmy kilka tygodni temu.
Dziś wiadomo już, że zapowiadany termin finalizacji przejęcia znów zostanie przełożony. Efekt pandemii – 45% spadku globalnej sprzedaży Tiffany w pierwszym kwartale 2020 roku – to jeden z głównych powodów, dla których przedstawiciele LVMH będą przyglądać się bacznie finansom marki jeszcze przez co najmniej kilka tygodni. Jak wynika z najnowszych informacji, ostateczne decyzje mają zostać podjęte do końca lata.