De-influencing to zjawisko, które od paru tygodni zatacza coraz szersze kręgi w mediach społecznościowych. Na czym polega? Najkrócej mówiąc: na tym, że zamiast promować nowe produkty i przekonywać obserwujących do ich kupowania, influencerzy namawiają użytkowników, by zrezygnowali z zakupów i cieszyli się tym, co mają.
Czym jest de-influencing?
Media społecznościowe w ostatnich latach stały się dla marek najważniejszymi kanałami, w których reklamują swoje produkty. Reklama odbywa się między innymi z udziałem influencerów, którzy w ramach płatnych współprac polecają produkty swoim fanom i obserwującym. Skuteczność takiego rozwiązania bywa niekiedy bardzo wysoka, bo klienci i klientki chętniej wierzą lubianemu przez siebie influencerowi czy influencerce niż reklamie w mediach.
Dlatego influencerzy i influencerki stali się „słupami reklamowymi” wynajmowanymi przez reklamodawców do promowania produktów. Dzięki influencerom social media, z narzędzi służących do utrzymywania kontaktu z rodziną i znajomymi, stały się miejscem, w którym niemal każdy próbuje coś sprzedać.
Czytaj więcej
Adidas ogłosił stworzenie nowej marki. Ma być ona odpowiedzią na potrzeby najmłodszych klientów i klientek z „Generacji Z”. Twarzą pierwszej od 50 lat nowej marki Addiasa została Jenna Ortega, gwiazda serialu Netfliksa „Wednesday”.
Influencerzy i influencerki zarabiają na takiej działalności ogromne pieniądze, chwaląc się jednocześnie swoim dostatnim życiem pełnym zbytków. Jak się okazuje, takie zachowanie irytuje internautów. Z badania firmy Room Unlocked zajmującej się influencer marketingiem wynika, że 60 procent badanych Amerykanów czuje irytację widząc przechwalanie się swoją zamożnością przez influencerów w czasie kryzysu gospodarczego.