Sean Penn dość przypadkowo znalazł się w centrum działań wojennych po agresji Rosji na Ukrainę. Amerykański filmowiec był w Kijowie, zbierał tam materiały do filmu dokumentalnego o konflikcie na wschodzie Ukrainy. Rozmawiał też z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Wojna zastała Penna w Kijowie, dlatego tuż po jej wybuchu świat obiegły zdjęcia Amerykanina siedzącego wśród dziennikarzy na briefingu ukraińskich władz na temat sytuacji na froncie.
Sean Penn o wojnie w Ukrainie: „W którym stuleciu żyjemy?”
Ostatecznie Penn wyjechał z Ukrainy po kilku dniach, przez Lwów przedostał się do Polski, a stamtąd – do USA. Jednak pamięć o tym, co zobaczył, pozostała w nim. Niedawno zaproponował niecodzienne rozwiązanie: rodzaj crowdfundingu ze strony amerykańskich miliarderów, którzy mogliby sfinansować zakup nowoczesnych myśliwców dla ukraińskiej armii. „Jeden miliarder mógłby zakończyć tę wojnę w Ukrainie” – napisał Penn na Twitterze, co wzbudziło ogromną dyskusję wokół tego niecodziennego pomysłu.
Czytaj więcej
CORE to organizacja charytatywna, której współtwórcą jest Sean Penn, amerykański filmowiec. Powstała, by nieść pomoc osobom z obszarów dotkniętych kryzysami humanitarnymi. Po wybuchu wojny w Ukrainie skupiła swoją działalność na Polsce i Rumunii.
W wywiadzie dla serwisu „Hollywood Authentic” Penn wrócił do swoich doświadczeń z Ukrainy. „Nie jestem dziennikarzem wojennym, nie należę do tych, którzy miesiącami czy latami przebywają w strefie działań wojennych. Nigdy nie byłem też osobą, która nie miałaby wyjścia i musiałaby żyć w takich miejscach. Nie jestem też żołnierzem. Jeśli spojrzeć na statystyki, nigdy nie podejmowałem żadnego poważnego ryzyka. To dotyczy także mojego pobytu w Bagdadzie, gdy samodzielnie poruszałem się poza „Strefą Zieloną”. Byłem tam pięć dni. Szansa utraty życia wynosiła wtedy pewnie jakieś 1 do 100”.
Penn w rozmowie z Robertem Ryanem, brytyjskim pisarzem i scenarzystą, który jako fotoreporter był świadkiem pierwszej wojny w Czeczenii, mówi też wprost o tym, co przeżył w Ukrainie i jak zmieniało się jego myślenie o swojej roli w tym konflikcie. „Jedyny powód, dla którego mógłbym dłużej zostać w Ukrainie byłby taki, że chwyciłbym za broń. Zapewne bez kamizelki kuloodpornej, bo pewnie oddałbym ją komuś z ukraińskich ochotników albo żołnierzowi lepiej wyszkolonemu ode mnie – albo młodemu mężczyźnie czy kobiecie, którzy mieliby szansę walczyć dłużej. Jestem na takim etapie w życiu, że tego nie zrobiłem, ale jeśli byłeś w Ukrainie, myśl o wzięciu udziału w walce musiała przyjść ci do głowy. Zaczynasz się zastanawiać, w którym stuleciu żyjemy? Jednego dnia tankuję samochód na stacji benzynowej w Brentwood (zamożna dzielnica Los Angeles – przyp. red.), a kilka dni później rozważam walkę z Rosjanami. Co się, k..., dzieje?”