Coraz częściej chcemy jeść dobrze i móc sprawdzić co ląduje na naszym talerzu. Kiedy już rezygnujemy z fast foodów i decydujemy się wydać pieniądze w restauracji, dobrze jest czynić to z przekonaniem i przyjemnością. Tak jest właśnie w tej olsztyńskiej restauracji, w której od progu (może dzięki nazwie wziętej od Stachury?) czujemy atmosferę przygody i poezji – na talerzu. A w dodatku możemy liczyć na wyczerpującą informację skąd pochodzą produkty składające się nasz, sezonowo wymyślony posiłek.
A więc ryby. Pstrąg z rusztu spowszedniał? Łosoś z grilla was nudzi? Tutaj na przystawkę wjeżdżają marynowane klopsiki z leszcza (w cenie przystępnej). I nie dość, że można być pewnym spotkania z mazurskimi rybami, takimi jak sandacz, to jeszcze na stół trafiają okazje, które udało się kupić, w którymś z miejscowych gospodarstw rybackich. Tak właśnie spotkać można miętusa, który przyrumieniony, pokrojony w dzwonka zapewnia amatorom ryb słodkowodnych poczucie, że zjedli jedną z nich, a nie panierowane wiórki ze stolarni.
Dla amatorów potraw prostszych, bardziej mącznych i nieco tańszych, Manowce serwują pizzę. Którą wybieracie?