Joanna i Gaja: Zielona szkoła przez cały rok

Publikacja: 09.02.2020 13:34

Joanna i Gaja: Zielona szkoła przez cały rok

Foto: OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Joanna Nowak w podróż po świecie ruszyła, kiedy jej córeczka Gaja miała 22 miesiące. Teraz ma siedem i pół roku, a one przejechały już razem przez obie Ameryki, a od 3 lat są w Azji. W każdym z krajów zatrzymują się na dłużej, by poznać mieszkańców oraz lokalne życie. Ich budżet na zwiedzanie świata to 23 zł dziennie na osobę, pochodzi on z wynajmu mieszkania. W Polsce nie były od prawie sześciu lat, ich życiem jest podróż.

To gdzie jesteście teraz?

Joanna: Święta spędziłyśmy z cudowną rodziną syryjskich uchodźców w Dubaju, a od niedawna jesteśmy na Sri Lance. Właśnie wyjechałyśmy od… eks-komandosów powietrznych lankijskiej armii, z których najstarsi walczyli w niedawnej w wojnie domowej. Napisałyśmy do nich przez portal CouchSurfing, za którego sprawą można skorzystać z gościny miejscowych i dzięki temu lepiej poznać odwiedzane kraje. Goszczącym nas ludziom zawdzięczamy całą magię naszej podróży i naszego życia! Komandosi jakieś 30 kilometrów od Kandy, czyli takiego tutejszego Krakowa, prowadzą obozowisko, oferując gościom najróżniejsze aktywności. Miałyśmy zostać tam dzień, a siedziałyśmy cztery. Co tam Gaja z nimi nie robiła!

Pływała w rzece, biegała po plantacji herbaty, strzelała z łuku, chodziła na trekkingi, pływała pontonem, wspinała się na sztuczną skałę. Wieczorami zaś paliliśmy ognisko i graliśmy na bębnach.

Gaja: Nauczyli mnie, jak robić węzły!

""

sukces.rp.pl

Joanna: A to się Gai bardzo przyda, bo bardzo chce być harcerką. Jest po lekturze dwóch książek z serii „Czarnych stóp” oraz połowy „Panów Samochodzików” i marzą jej się takie przygody. Więc teraz na własną rękę Gaja doskonali wszelkie umiejętności, które potem mogą się jej w harcerstwie przydać.

Dużo czytacie w podróży?

Joanna: Gaja uwielbia audiobooki, mamy dostęp do biblioteki cyfrowej Legimi. Świetnie sprawdzają się w podróży – na przykład podczas dłuższych przejazdów lub lotów. Dzięki książkom Gaja pięknie mówi po polsku. Hejterzy wieszczyli, że nigdy się nie nauczy, bo do czwartego roku życia mówiła wyłącznie po hiszpańsku, choć mnie oczywiście rozumiała. Teraz jej polski nie różni się niczym od języka dzieci mieszkających w kraju.

Gaja, żeby nie przeszkadzać w rozmowie, pisze Joannie na karteczce: „Mogę iść poczytać Pana Samochodzika?”. W ten sposób grzecznie wyłącza się z rozmowy.

""

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

sukces.rp.pl

Jak wygląda edukacja Gai w podróży?

Joanna: Uczymy się z Gają praktycznie od zawsze, ale naukę zintensyfikowałyśmy, kiedy miała 5 lat. Robiłyśmy wtedy zerówkowe materiały, a gdy miała 6 lat, przerobiłyśmy pierwszą klasę. Żeby zacząć oficjalną edukację domową, musiałabym wrócić do Polski – by dopełnić wszelkich formalności trzeba się spotkać osobiście z psychologiem oraz dyrektorem szkoły, który na takie nauczanie musi wyrazić zgodę. Na wyjazd do kraju nie miałyśmy jednak ani czasu, ani pieniędzy. Wtedy z nieba spadł mi znajomy. „Aśka, znalazłem coś dla ciebie” – napisał i podesłał link do strony Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą, w ramach którego trwa projekt „Otwarta Szkoła – System Wsparcia Uczniów Migrujących”, czyli takich, którzy bądź przebywają za granicą, ale z uzasadnionych powodów nie mogą uczęszczać do tamtejszej szkoły, bądź takich, którzy uczą się w lokalnej szkole, ale chcieliby rozszerzyć swoją edukację o język polski i szeroko rozumianą wiedzę o Polsce.

""

sukces.rp.pl

Na czym polega nauka w takiej szkole?

Joanna: Spotykamy się na zajęcia w klasie online – w zależności od przedmiotu – co kilka albo kilkanaście dni.

Przerabiamy wspólnie wyznaczony materiał, a co cztery tygodnie dostajemy testy sprawdzające. Gaja rozwiązuje je, podpisuje klauzulę, że nikt jej w tych testach nie pomagał, ja je fotografuję i wysyłam do nauczycielki. Na koniec roku Gaja dostaje polskie świadectwo, a do tego możemy w każdej chwili wskoczyć w stacjonarny system edukacji.

W jakich językach mówicie?

Joanna: Mówię po angielsku i hiszpańsku, dogadam się spokojnie po rosyjsku. Poza tym umiem się porozumieć w kilku innych językach – tak, żeby kupić coś na targu czy dojechać tam, gdzie chcę. To prawda, co mówią poligloci – każdy kolejny język obcy przychodzi łatwiej niż poprzedni. Gaja mówi po angielsku i hiszpańsku, chociaż ten pierwszy wypiera już ten drugi, bo częściej jest teraz w użyciu.

Jak idzie Gai nauka języków?

Joanna: W jej przypadku to zupełnie inna nauka języka niż kiedyś w moim – ja uczyłam się angielskiego, bo musiałam. Jako dziecko nie rozumiałam, po co się w ogóle uczę – w Polsce angielski nie był mi do niczego potrzebny. Dla Gai angielski to jest narzędzie, jak widelec, młotek czy scyzoryk. Dzięki niemu może osiągnąć jakiś cel – dogadać się z innym dzieckiem albo zrozumieć, o czym rozmawia mama. Nasza podróż sprawia, że Gaja nie traktuje języka jako kolejnego przedmiotu do wykucia. Nie uczy się, bo tak każe pani nauczycielka, tylko dlatego, że ta umiejętność ułatwia jej życie.

""

sukces.rp.pl

Czego – oprócz języków – nauczyła was podróż?

Joanna: Przede wszystkim tego, żeby nie martwić się tym, na co nie mamy wpływu. Przed wyjazdem z Polski lubiłam mieć wszystko zaplanowane na wszelkie okoliczności. Robiłam pięć różnych scenariuszy na różne wypadki i bardzo się wszystkim martwiłam. Droga nauczyła mnie, że życie nie przejmuje się moimi algorytmami, tylko robi swoje. Teraz rozwiązuję problemy, dopiero gdy się pojawią. Nie denerwuję się na zapas – jeśli coś się nie powiedzie, to będziemy się martwić, jak się nie powiedzie. Po co się martwić problemem, który jeszcze nie zaistniał?

""

sukces.rp.pl

Zauważyłam, że Gaja podchodzi do tego podobnie.

Ostatnio spędzałyśmy czas z innymi dziećmi, a te w sytuacjach kryzysowych szybko się załamywały. „Na pewno nie zdążymy na pociąg”, „Zgubiliśmy się, na pewno nie dojdziemy, gdzie chcieliśmy” – mówiły. Gaja prezentowała w tej sytuacji zupełnie inną postawę: zróbmy wszystko, żeby zdążyć, żeby znaleźć drogę, a jak nam się nie uda, to wtedy będziemy się martwić i szukać rozwiązania.

I co się okazało? Pociąg nam nie odjechał i trafiliśmy, gdzie planowaliśmy. I po co było się martwić?

Na początku podróży było inaczej? Dużo się przejmowałaś?

Joanna: Jeszcze przed wyjazdem z Polski miałam taki sen, powtarzający się koszmar. Idę bezdrożami z Gają w nosidle na plecach, podjeżdża van, wyskakują z niego mężczyźni, wyrywają mi Gaję, wsadzają ją do samochodu, mnie rzucają na ziemię i odjeżdżają. Biegnę za nimi i krzyczę, aż upadam, podnoszę się, płaczę, krzyczę. Na dwa tygodnie przed wyjazdem śniło mi się to każdej nocy. Budziłam się zalana potem i pytałam się siebie, czy ten wyjazd to aby na pewno dobry pomysł. Ale czułam, że nie chcę się wycofać, bo wtedy przegram wszystko, przegram siebie, przegram życie. „Asia, ten sen to fantazja, manifestacja twoich lęków, a nie faktyczny obraz rzeczywistości” – tłumaczyłam sobie. Po urodzeniu Gai i po tym, jak opuścił nas jej tata, ta podróż to była moja ostatnia nadzieja, żeby zobaczyć świat i odzyskać siebie. Brałam pod uwagę, że się nie uda i że szybko wrócę, ale nie mogłabym sobie spojrzeć w oczy, gdybym nie spróbowała.

""

sukces.rp.pl

Ale się udało. Podróżujecie już prawie od sześciu lat.

Joanna: A ja wciąż – jak to matka – bardzo się o nią boję. I tak jedziemy po świecie we trójkę: ja, Gaja i mój lęk. Zamiast jednak się martwić, staramy się cieszyć każdą chwilą i bardzo dużo się śmiejemy. Dzięki temu mnóstwo w naszej podróży radości i lekkości.

Jestem zdecydowanie bardziej optymistyczna niż byłam w Polsce. No i przede wszystkim od dawna już jestem szczęśliwa. A dzięki temu taka stała się i Gaja – jest wesołą, pełną energii, radości i ciekawości świata dziewczynką.

Jestem ogromnie wdzięczna sobie, że jednak odważyłam się ruszyć w nieznane, Rodzicom, że – mimo tęsknoty – wspierają mnie w decyzjach, a także czytelnikom bloga – że od dawna towarzyszą nam w drodze. Jestem też wdzięczna poznanym ludziom – że otwierają przed nami swoje domy i serca oraz losowi – że nas tak pięknie prowadzi. Piękny jest ten świat – i choć czasem bywa nam bardzo ciężko, wciąż jedziemy do przodu, mając w sobie całe morze ciekawości i apetytu na więcej!

""

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

sukces.rp.pl

Zdjęcia Joanny i Gai – na stronie https://somosdos.pl/.

To gdzie jesteście teraz?

Joanna: Święta spędziłyśmy z cudowną rodziną syryjskich uchodźców w Dubaju, a od niedawna jesteśmy na Sri Lance. Właśnie wyjechałyśmy od… eks-komandosów powietrznych lankijskiej armii, z których najstarsi walczyli w niedawnej w wojnie domowej. Napisałyśmy do nich przez portal CouchSurfing, za którego sprawą można skorzystać z gościny miejscowych i dzięki temu lepiej poznać odwiedzane kraje. Goszczącym nas ludziom zawdzięczamy całą magię naszej podróży i naszego życia! Komandosi jakieś 30 kilometrów od Kandy, czyli takiego tutejszego Krakowa, prowadzą obozowisko, oferując gościom najróżniejsze aktywności. Miałyśmy zostać tam dzień, a siedziałyśmy cztery. Co tam Gaja z nimi nie robiła!

Pozostało 92% artykułu
W podróży
Brytyjski dziennik krytykuje PKP. „Jakość rodem z dawnych czasów”
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
W podróży
Kraina Wygasłych Wulkanów doceniona na świecie. Polski geopark na liście UNESCO
W podróży
Emeryci lecą za pół ceny. Kraj w UE dopłaca do wakacji, także cudzoziemcom
W podróży
Podróżowanie „na sucho”. Nowy trend coraz popularniejszy. Na czym polega?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
W podróży
Dubaj chce się stać najbardziej przyjaznym dla rowerzystów miastem na świecie