ARTYKUŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ WYDAWNICTWO CZARNA OWCA

Dom opleciony bluszczem, kruki na płocie, dziecko, które nie chce wracać do matki – tak zaczyna się „Fetysz”, najnowsza powieść Przemysława Piotrowskiego. Już pierwsze sceny zapowiadają powrót do źródeł zła: do miejsc, gdzie trauma nie znika, tylko zmienia formę i przekazywana jest dalej – z pokolenia na pokolenie.

Igor Brudny, dziś doświadczony policjant z Zielonej Góry, zna ten mechanizm aż za dobrze. Dorastał w sierocińcu prowadzonym przez siostry hieronimki – miejscu, które miało dawać schronienie, a stało się siedliskiem przemocy. Gdy miasto świętuje winobranie, a w powietrzu unosi się zapach wina i cukrowej waty, kilka ulic dalej rozgrywa się dramat: w piwnicy pełnej wilgoci i szczurzych trucheł ktoś torturuje kobietę.

W tym samym czasie w pobliskim lesie 12-letni chłopiec znajduje fragment ciała. Jeden z podejrzanych jest wychowankiem tego samego domu dziecka co Brudny. Ta zbieżność nie pozostawia złudzeń – przeszłość, którą komisarz próbował zostawić za sobą, wraca w najmniej spodziewanym momencie.

– Nie fascynuje mnie przemoc, tylko to, co ją rodzi – podkreśla Piotrowski. W „Fetyszu” ten motyw przybiera wyjątkowo mocną formę. Trop prowadzi do świata mężczyzn funkcjonujących na marginesie społeczeństwa – inceli, ludzi żyjących w zamkniętym obiegu forów, frustracji i nienawiści. To mężczyźni, którzy nie potrafią odnaleźć się w rzeczywistości, gdzie kobiety przejmują głos i władzę nad własnym życiem. Zagubienie rodzi gniew. A gniew – przemoc.

Jednym z nich jest Paweł Baszta – 40-latek, który dzień zaczyna od pornografii, a kończy modlitwą. Piotrowski opisuje go bez litości i bez moralizowania – jako człowieka, w którym rozczarowanie światem przerodziło się w obsesję.

– To nie potwory z filmów, tylko ludzie, których mijamy na co dzień – synowie, sąsiedzi, koledzy z pracy – mówi autor. „Fetysz” staje się więc nie tylko kryminałem, ale też opowieścią o frustracji, która wyrasta z poczucia bezsilności i ze strachu przed światem, w którym role już dawno się odwróciły.

Piotrowski pisze tak, jak żyje – intensywnie. Każda książka powstaje w rytmie, który bardziej przypomina śledztwo niż proces twórczy. Autor zbiera materiały, rozmawia z policjantami, patologami, ekspertami od przemocy, godzinami analizuje akta i raporty. A potem zamyka się w domu i pisze, dopóki historia nie zaczyna oddychać własnym życiem. Nie ma w tym przypadku – dlatego jego powieści działają jak dobrze przygotowana operacja: precyzyjne, emocjonalne i pełne szczegółów, które sprawiają, że czytelnik wierzy w każde zdanie.

Przemysław Piotrowski doskonale wie, czego oczekują jego czytelnicy – mocnych emocji, realistycznych dialogów i napięcia, które nie pozwala odłożyć książki. Bo doskonały kryminał to nie tylko trup na pierwszej stronie i śledztwo prowadzące do przewidywalnego rozwiązania. To gatunek, w którym rzemiosło spotyka się z emocją, a napięcie z psychologiczną prawdą. Każdy detal, od rytmu zdań po światło padające na ciało ofiary, ma znaczenie. Tempo musi być precyzyjne jak praca skalpela, a napięcie trwać nawet wtedy, gdy bohater milczy.

Czytelnik czuje chłód metalu, zapach deszczu, widzi błysk noża. Chce zrozumieć motyw zbrodni, ale jeszcze bardziej – własne emocje, które pojawiają się w trakcie lektury. Najlepsze powieści zostają w pamięci nie przez to, kto zabił, ale dlaczego to zrobił.

Nie ma dobrego kryminału bez dobrego bohatera. Ten nie musi być bezbłędny ani sympatyczny – wystarczy, że jest prawdziwy. Człowiek z krwi i kości, z przeszłością, która boli, i sumieniem, które czasem zawodzi. To on jest emocjonalnym rdzeniem opowieści.

Taki właśnie jest Igor Brudny – twardy, niepokorny, ale pęknięty w środku. Policjant, który ściga zło, choć sam nosi je w sobie. Seria Przemysława Piotrowskiego spełnia wszystkie warunki doskonałego kryminału: ma puls, dramaturgię, psychologiczną wiarygodność i bohatera, który nie pozwala o sobie zapomnieć. Każdy tom działa jak thriller o światowym tempie, a jednocześnie pozostaje głęboko zakorzeniony w polskich realiach.

Za tą precyzją i prawdą stoi autor, który nie boi się przekraczać granic. Przemysław Piotrowski to twórca bezkompromisowy. Dla wiarygodności fabuły trzymał w dłoniach ludzkie serce, asystował przy sekcjach zwłok i spał pod namiotem w afrykańskim buszu. – Nie można przekonująco pisać o strachu, jeśli samemu się go nie dotknęło – przyznaje.

Ta bezpośredniość przekłada się na efekt: jego książki są nie tylko literaturą rozrywkową, lecz intensywnym doświadczeniem. Nie upiększa świata, tylko pokazuje go takim, jakim jest – brudnym, pełnym emocji i niepokojąco prawdziwym. U Piotrowskiego fikcja ma zapach potu, krwi i wina, dlatego czytelnik wierzy w każde jego słowo.

Cykl o Igorze Brudnym to dziś jedno z największych zjawisk polskiego kryminału. Każdy tom sprzedaje się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, a bohater doczekał się statusu kultowego. W sieci powstają grupy dyskusyjne, w których fani analizują jego decyzje jak ruchy realnego człowieka. I choć świat Piotrowskiego tonie w mroku, to serwuje on czytelnikom coś więcej niż opowieść o zbrodni – literaturę, która łączy intensywność thrillera z emocjonalną prawdą, napisaną z rozmachem, precyzją i bez kompleksów wobec światowych autorów.

Z Piotrowskim łatwo się utożsamić – zanim został jednym z najpoczytniejszych polskich autorów, był dziennikarzem sportowym, podróżował po świecie i pisał reportaże. Nie miał literackiego zaplecza ani warsztatów kreatywnego pisania – miał instynkt obserwatora i potrzebę opowiadania historii o ludziach balansujących między dobrem a złem. Może właśnie dlatego jego książki trafiają nie tylko do miłośników kryminału, ale też do tych, którzy w literaturze szukają emocji, refleksji i prawdy o współczesnym człowieku.

W czasach gdy czytelnictwo często przegrywa z serialami i mediami społecznościowymi, Piotrowskiemu udało się coś, co wydawało się niemożliwe – stworzył bohatera, o którym rozmawiają wszyscy. Igor Brudny żyje w świadomości czytelników jak ktoś realny. Fani potrafią kłócić się o jego decyzje, jakby naprawdę można go było spotkać na komisariacie w Zielonej Górze.

Foto: Wydawnictwo "Czarna Owca"

ARTYKUŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ WYDAWNICTWO CZARNA OWCA