Państwa, którym zależy na promocji swoich atrakcji turystycznych, wiedzą, że dzisiaj zwykła reklama nie wystarczy. Trzeba sięgać po metody, dzięki którym potencjalni turyści z całego świata zapamiętają dane miejsce i zechcą potem uwzględnić je w swoich planach urlopowych. To się opłaca: dlatego władze wielu krajów walczą o to, by twórcy popularnych filmów nakręcili u nich niektóre sceny. Jeśli trzeba – są nawet gotowe zapłacić.
Czytaj więcej
„Nie czas umierać”, nowy film o Bondzie, zabiera widzów w wiele zapierających dech miejsc na świecie. Turystyka filmowa to od dawna dobre źródło zarobku dla miast. Gdzie tym razem pojawił się Daniel Craig z ekipą filmową?
Tak dzieję się od lat, trudno o lepszy przykład na to, jak skuteczny jest ten mechanizm niż seria filmów o Bondzie. Na bondowskiej sławie swój sukces budują od lat miasta, regiony, a nawet restauracje i hotele, w których kręcono filmy o agencie 007. Przykładem może być szwajcarski Waldhotel niedaleko Lucerny (w okolicy kręcono film „Goldfinger”) czy górska restauracja IceQ w austriackim kurorcie Soelden, w której kręcono niektóre sceny filmu „Spectre”. To miejsca do których koniecznie chcą zajrzeć turyści-kinomani, a takich nie brakuje na świecie.
Nie czas umierać: „Bondyzacja” świata postępuje
Jednym z miejsc, które dzięki udziale w „Nie czas umierać” stało się bardzo popularnym kierunkiem turystycznym, jest włoska miejscowość Matera. Już po emisji zwiastuna najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda w 2019 roku ogromnie wzrosło zainteresowanie wycieczkami do tego malowniczego miasteczka, którego historia liczy trzy tysiące lat. Matera jest wprawdzie piękna, ale bez obecności ekipy pracującej przy filmie „Nie czas umierać”, nie cieszyła się nawet połową obecnej popularności – z prowincjonalnego miasteczka stała się jednym z obowiązkowych miejsc dla turystów z całego świata.
Przykład Matery świetnie pokazuje to, jak skuteczny jest „marketing filmowy”. Piękne ujęcia, odpowiedni klimat, widowiskowe sceny – to wszystko możemy podziwiać w filmie „Nie czas umierać”. Z seansu widzowie wychodzą mając w pamięci wąskie uliczki Matery.