Technologia i sztuka to dwa osobne światy, przynajmniej tak było dotąd. Malarstwo czy rzeźba na dobrą sprawę wciąż wykonywane są podobnymi technikami jak kilka stuleci temu. Nadal liczy się rzemiosło, technika i żmudna praca – właśnie za to płacą kolekcjonerzy kupując i stawiając w salonie coś, co stanowi owoc ludzkiej kreatywności i w tym sensie jest niepowtarzalne.

Problem pojawia się jednak, gdy mówimy o świecie cyfrowym. Tam każdy plik można łatwo reprodukować w nieskończoność, a jednocześnie bardzo trudno wskazać, co jest oryginałem, a co kopią. To zapewne jeden z powodów, dla których rynek sztuki do świata internetu zawitał tak późno. Pomogło upowszechnienie kryptowalut wykorzystujących technologię blockchain do rejestrowania transakcji. A skoro można uregulować transakcje wirtualnymi walutami to dlaczego nie spróbować tego samego w przypadku rynku sztuki cyfrowej?

Od Travisa Scotta... 

W połowie 2020 roku, gdy na świecie szalała pierwsza fala pandemii, w niezwykle popularnej grze „Fortnite” odbyło się wyjątkowe wydarzenie. Travis Scott, jeden z najpopularniejszych amerykańskich raperów dał koncert, w którym wzięły udział miliony fanów. Brzmi to niedorzecznie, ale rzeczywiście się wydarzyło – cyfrowy awatar słynnego artysty wystąpił przed cyfrowymi awatarami fanów.  

Czytaj więcej

Lexus RX 450h: Suma dobrych cech

To wydarzenie – a raczej jego doniosłość – umknęło wielu osobom, zwłaszcza tym, którzy nie grają w „Fortnite’a” lub wręcz nie mają pojęcia, czym jest ta gra. Tymczasem koncert Scotta stanowił potwierdzenie, że doświadczenia ze świata sztuki można z sukcesem przenieść do rzeczywistości cyfrowej. Wirtualny koncert był przełomem (jednym z wielu) i jednocześnie zapowiedzią tego, co jeszcze może się wydarzyć. Na dalszy ciąg nie trzeba było długo czekać. 

...do Mike'a Winkelmanna

O ile wirtualny koncert gwiazdy rapu można było przegapić, o tyle o rekordowej transakcji na rynku sztuki usłyszeli nawet ci, którzy aukcjami się nie interesują. Wiosną 2021 roku w domu aukcyjnym Christie's cyfrowy kolaż autorstwa Mike’a WInkelmanna, amerykańskiego artysty znanego jako Beeple, sprzedano za ok. 69 milionów dolarów. 

„Everydays: The First 5000 Days" – rekordowa praca Mike'a Winkelmanna.

„Everydays: The First 5000 Days" – rekordowa praca Mike'a Winkelmanna.

Mike Winkelmann (Beeple) - nytimes.com

W ten sposób Amerykanin przeszedł do historii zyskując status jednego z najdroższych żyjących artystów. Towarzystwo ma niezłe – wyprzedzają go tacy giganci współczesnej sztuki, i zarazem ulubieńcy kolekcjonerów, jak Jeff Koons czy David Hockney. Transakcja wywołała prawdziwe szaleństwo na rynku i eksplozję mody na tokenizację wszystkiego, co może przybrać formę cyfrową.

Bańka spekulacyjna rosła – według analityków w marcu 2021 roku, gdy doszło do rekordowej sprzedaży pracy Winkelmanna, zarejestrowano ponad 80 tysięcy transakcji NFT. ale równie szybko opadła. To dobrze, bo dzięki temu teraz można w spokoju przyjrzeć się, czym właściwie jest NFT i w jaki sposób zmienia rynek – nie tylko sztuki.

Czym są tokeny NFT?

Czym właściwie są tokeny niewymienne – czyli NFT (ang. Non Fungiblie Tokens)? To rodzaj cyfrowego odpowiednika danego przedmiotu i jednocześnie certyfikat poświadczający własność rzeczy, która istnieje jedynie w formie wirtualnej.

Dlaczego tokeny? Bo zastępują daną rzecz stając się ich cyfrową reprezentacją. Dlaczego niewymienne? Dlatego, że w odróżnieniu od tokenów wymiennych, takich jak kryptowaluty, nie są jednakowe. Jednego dzieła cyfrowego nie da się wymienić na inne. Sztuka rządzi się bowiem innymi prawami, choć – w przypadku tokenów – korzysta z tej samej technologii blockchain, dzięki której wszelkie niezbędne informacje o własności i transakcjach sprzedaży, pozostają widoczne dla wszystkich zainteresowanych. Pełna transparentność.

Wirtualna moda i cyfrowa sztuka

Pomysł, by posiadać jakieś dzieło sztuki w wersji cyfrowej, może wydawać się nieco szalony. Co właściwie otrzymuje nabywca tokenu NFT poza potwierdzeniem, że stał się właścicielem pracy, która istnieje jako plik i, co za tym idzie, może zostać powielona nieskończoną liczbę razy, a oryginału nie sposób odróżnić od kopii? Pytanie wydaje się dziwne tylko, gdy patrzymy na to zagadnienie przez pryzmat świata fizycznego.

Tymczasem jesteśmy świadkami przenoszenia coraz większej części naszej aktywności do rzeczywistości wirtualnej. Przykładów nie brakuje: współpraca włoskiego domu mody Gucci z platformą gamingową Roblox czy niedawna premiera kolekcji ubrań Balenciagi w świecie „Fortnite’a”, to dobre przykłady tego, w jaki sposób krok po kroku digitalizujemy nasze życie.

Świat sztuki podąża za tym naszym pragnieniem spędzania czasu w świecie wirtualnym. A z dużą dozą pewności można założyć, że w cyfrowej rzeczywistości będziemy chcieli serwować sobie przyjemności i otaczać się przedmiotami w podobny sposób jak ma to miejsce obecnie, w świecie fizycznym. Dla sztuki też znajdzie się tam miejsce. 

NFT: przełom czy chwilowa moda? 

Na współczesnym rynku sztuki nie sposób poruszać się bez pomocy pośredników – galerii czy domów aukcyjnych, podmiotów kontaktujących artystów z kolekcjonerami. W świecie NFT nie jest to potrzebne – tokeny gwarantują bezpieczeństwo i transparentność transakcji, bo oparte są na systemie blockchain, który wykorzystują także rynki kryptowalut.

Cryptopunks, projekt z 2017 roku amerykańskiego studia Larva Labs, jedno z pierwszych zastosowań NFT

Cryptopunks, projekt z 2017 roku amerykańskiego studia Larva Labs, jedno z pierwszych zastosowań NFT w sztuce cyfrowej. Każdą z 10 tysięcy postaci tworzących projekt „Cryptopunks” można było kupić.

larvalabs, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons

To oznacza, że w przyszłości czeka nas stopniowa decentralizacja rynku sztuki, a także większe upodmiotowienie artystów, którzy nie będą w takim stopniu zależeć od galerii. Zachowają także kontrolę nad dalszym życiem swoich prac – dzięki przejrzystemu systemowi handlu tokenami, będą mogli otrzymywać procent od każdej kolejnej transakcji. Z twórców staną się podmiotami rynku sztuki.  

NFT daje też nowe możliwości nabywcom sztuki. Czy kilka osób może kupić sobie jeden obraz Picassa? To teoretycznie możliwe, ale wymaga sporego wysiłku i wytężonej pracy prawników. Tokenizacja sztuki daje możliwość sprzedawania prac „po kawałku” – w teorii więc jeśli w przyszłości powstanie cyfrowe dzieło na miarę Mona Lisy, wszyscy będziemy mogli stać się jego posiadaczami.

Dobra rzadkie zawsze będą miały wysoką cenę. Choć wielu trudno to sobie wyobrazić, ta zasada obowiązywać  będzie również w świecie wirtualnym, w którym spędzamy coraz więcej czasu i do którego krok po kroku przenosimy nasze życie, relacje z bliskimi i rozrywki.