Nie lubię robić filmów i nie mam na to siły – powtarza od dawna. 20 lat temu wspólnie z Bogusławem Lindą postanowił stworzyć Warszawską Szkołę Filmową i poświęcił się edukacji. Zrobił jednak wyjątek i wrócił do pracy z kamerą. Efektem jest film „Ludzie” (w reżyserii Macieja Ślesickiego i Filipa Hilleslanda), który wszedł do kin w Polsce 21 lutego, będzie też pokazywany w wielu krajach na całym świecie. Opowiada historię cywili, ofiar rosyjskiej agresji na Ukrainę. – Uznałem, że mam obowiązek nakręcić taki film. Filmowcy czasem chcą powiedzieć coś prawdziwego o świecie, zwłaszcza jeśli dany temat ich dotyka. Mnie temat wojny w Ukrainie dotknął – mówi Maciej Ślesicki.
Wiele lat temu pożegnał się pan z reżyserią, a mimo to wrócił pan – i zrobił film „Ludzie”, o losach cywilnych ofiar rosyjskiej agresji na Ukrainę.
Maciej Ślesicki: Długo się zastanawiałem, czy w ogóle robić taki film, a także – jak go zrobić. Uznałem, że jeśli chcemy być uczciwi, to musimy pokazać prawdę. W „Ludziach”, oprócz Czarka Pazury, grają sami Ukraińcy, także część ekipy była ukraińska. Ukraińcy cały czas nam powtarzali: „Początek wojny wyglądał jeszcze gorzej niż w filmie”. I dodawali: „Musicie pokazać ten film na Zachodzie”. Gdy czytam opinie młodych ludzi, którzy mianowali się krytykami filmowymi i słyszę, że „Ludzie” to „wulgarne żerowanie na ludzkim cierpieniu”, to myślę, że czegoś nie rozumiemy. W polskich kinach pokazuje się masę okrutnych filmów, w których leje się krew. Można je pokazywać pod warunkiem, że przemoc została w nich wzięta w cudzysłów, ale jeśli tylko sprobuje się pokazać prawdę, to film staje się “nieludzki”. Mam pewien kłopot z takim myśleniem, ale to pewnie znak czasów.
W którym momencie pojawił się pomysł, żeby zrobić „Ludzi”?
MŚ: Jestem pedagogiem, wydawało mi się, że już nigdy nie będę musiał stawać za kamerą. Uznałem jednak, że w tym przypadku mam obowiązek nakręcić taki film. Filmowcy to nie są tylko ludzie, którzy opowiadają rozrywkowe historie. Czasem chcą też powiedzieć coś prawdziwego o świecie, zwłaszcza jeśli dany temat ich dotyka. Mnie temat wojny w Ukrainie dotknął. Tak jak wszyscy czytałem, co w Ukrainie wyrabiają Rosjanie. Scenariusz napisałem błyskawicznie, można powiedzieć, że on właściwie sam mi się napisał – nie myślałem miesiącami nad jego konstrukcją, ani nad tym, co pokazywać czy jak to pokazywać. Powstał zresztą scenariusz feministyczny, bo „Ludzie” to film o kobietach.