Królowa Primarka
W tamtym czasie żyłam na konsumpcyjnym haju. Uważałam, że zakupy to przywilej bogatych. No, bo kogo, jeśli nie bogatego, stać na kilkanaście par butów! Często latałam do znajomych do Londynu, byłam tam królową Primarka [popularnej brytyjskiej sieciówki – przyp.]. Właśnie w Londynie pewnego dnia wyjęłam ze skrzynki na listy tzw. charity bag – torbę na niepotrzebne ubrania, które później „przekazywane” są potrzebującym. Pomyślałam: „Świetny pomysł! Oddam potrzebującym kilka par butów i będę mieć miejsce na nowe”. Ale przy okazji zaczęłam drążyć temat: jak ten mechanizm oddawania rzeczy fundacjom działa?
Dowiedziałam się, że zbiórkami odzieży używanej nie zajmują się fundacje, tylko firmy, które płacą im za posługiwanie się ich logotypem. Że zebranymi rzeczami po prostu handlują. I że Brytyjczycy kupują najwięcej ubrań w Europie, a Polska jest na pierwszym miejscu odbiorców odzieży używanej z Wielkiej Brytanii (po nas jest Ghana).
Zosia Zochniak
Jaki świat zostawię córce?
Pomysł Ubrań Do Oddania, portalu foundraisingowego realizującego zasady w pełni cyrkularnego drugiego obiegu odzieży, rodził się, gdy byłam w ciąży ze starszą córką. Często zastanawiałam się, jaki mam wpływ na przyszłość dziecka, które egoistycznie sprowadzam na ten świat. Zaczęłam interesować się funkcjonowaniem branży odzieżowej. Wiedziałam, że pracując z tym, co konsumenci uznali za niepotrzebne, jesteśmy jako Ubrania Do Oddania na końcu „łańcucha”.
Zainteresowało mnie więc, co jest na początku. Nie miałam pojęcia, że sektor mody produkuje 100 miliardów sztuk ubrań rocznie dla niespełna 8 miliardów ludzi. Że odpowiada za prawie 10 procent globalnych emisji CO2. Że istnieje etyczny i nieetyczny handel odzieżą używaną z krajami afrykańskimi, a na świecie są regiony, w których ludzie nadal pracują niewolniczo na polach bawełny. Wiedziałam, że rynek pierwszo- i drugoobiegowej odzieży to wielki biznes w Wielkiej Brytanii. Ale jak działa w Polsce? Nikt nie potrafił mi powiedzieć.
Po pierwsze: transparentność
Razem z Tomkiem Bocianem, moim partnerem w życiu i w biznesie, przez rok robiliśmy research. Kiedy prosiliśmy Ministerstwo Środowiska, WIOŚ (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska) i GIOŚ (Główny Inspektorat Ochrony Środowiska) o statystyki, słyszałam tylko: „Droga pani, zgodnie z ustawą odpady tekstylne wrzuca się do odpadów zmieszanych”. Nie było danych, bo nikt ich nie zbierał!
Cała nasza wiedza opierała się na kilku wywiadach z przedsiębiorcami z tej branży oraz informacji, że kontenerów z logo PCK w Polsce jest 80 tysięcy, a second-handów – 30 tysięcy (dla porównania – dziś sklepów Żabka w całym kraju jest 8 tysięcy!). Szybko poukładaliśmy z Tomkiem klocki i stwierdziliśmy, że jest potencjał do zrobienia rewolucji.
Planowaliśmy stworzyć narzędzie umożliwiające fundacjom transparentną współpracę z firmami przetwarzającymi odzież używaną. Tyle że te firmy nie były zainteresowane ujawnianiem, ile zbierają ubrań i ile na tym zarabiają. Były za to chętne, żeby odkupić od nas te, które my zebraliśmy – najlepiej za gotówkę. Pomyśleliśmy, że skoro tak, to te rzeczy nie są bezwartościowe.
Musimy sprzedać wasze ubrania
Zaczęliśmy zaglądać do pudeł, które piętrzyły się w garażu. Były tam ubrania używane, ale w idealnym stanie, i nowe, jeszcze z metkami. Znanych marek i „no name’ów”. Takie, w których wystarczyłoby zacerować małą dziurę, by posłużyły jeszcze kilka lat, i złożone w kostkę, jakby ktoś przełożył je do pudła prosto z półki. Patrzyłam na te rzeczy i myślałam, że albo się poddam, albo pokażę, że można w tym sektorze pracować etycznie i transparentnie.
Od pierwszego dnia funkcjonowania Ubrań Do Oddania otwarcie mówię ludziom, jak to działa: aby móc ponieść koszty logistyczne ich przesyłki, utrzymać portal i wpłacić całą kwotę do wybranej przez nich fundacji, musimy ich ubrania sprzedać. Jeśli tego nie zrobimy, bo np. będą wysyłać nam dla żartu kamienie, to upadniemy.
Zosia Zochniak
Zmuszać branżę do zmian
Nie schowaliśmy naszego magazynu za murem – każdy może przyjechać i go zobaczyć. Tłumaczę, w jaki sposób oceniamy jakość ubrań, które trafiają do naszych butików cyrkularnych. Opowiadam, co robimy z ewentualnym odpadem, kto go od nas odbiera i co z tym dalej robi. Uświadamiając ludziom, że ubrania, które wrzucają do kontenerów lub oddają podczas zbiórek, nie trafiają do potrzebujących, odarliśmy całą tę branżę z tajemniczości. Przez cztery lata działalności bez żadnego budżetu na marketing i reklamę przekazaliśmy współpracującym z nami organizacjom pozarządowym prawie 1,2 miliona złotych.
Kiedyś kupowałam tony ubrań, a kiedy mi się znudziły, oddawałam je siostrze i koleżankom. Dziś każdą rzecz zużywam do końca, a moje dzieci mają po jednym zestawie na każdy dzień tygodnia. Wciąż lubię segregować ciuchy na sortowni. Przez moje ręce przechodzą tony ubrań – i to dosłownie, choć dziś moją misją w Ubraniach Do Oddania jest budowanie świadomości ludzi, że to oni decydują swoimi pieniędzmi, w jakim kierunku będzie się zmieniać branża odzieżowa.
Ubrania Do Oddania pomagają branży mody sprzątać po sobie, ale rewolucja nie polega na tym, żeby zmusić firmy do ujawnienia, w jaki sposób działają. Rewolucja polega na tym, żeby uczyć konsumentów, że ich wybory zakupowe mają wpływ na środowisko, a wymagając jakości, transparentności i odpowiedzialności za łańcuch dostaw, będą zmuszać branżę odzieżową do zmian.
W zgodzie ze sobą
Gdybym miała wymienić tylko jedną rzecz, którą mi dały Ubrania Do Oddania, byłaby to 100-procentowa akceptacja siebie. Z ogromnym sukcesem udało mi się wyjść z zamkniętego koła udawania kogoś, kim nie byłam. Nie dbam o to, co ktoś o mnie pomyśli, i nie muszę już raz w miesiącu ani doczepiać rzęs, ani robić makijażu, żeby odezwać się do 140 tysięcy ludzi na Instagramie. Jestem dowodem na to, że można nie gonić za trendami, pokazywać się „brzydką”, chodzić w dresach na spotkania biznesowe, a jednocześnie być ekspertką ONZ ds. strategii Unii Europejskiej na rzecz zrównoważonych wyrobów włókienniczych o obiegu zamkniętym – inicjatywy sekretarza generalnego ONZ. Albo rozmawiać z wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej na Europejskim Forum Nowych Idei, będąc ubraną w używane rzeczy znalezione w naszym second-handzie.
Świadome decyzje zakupowe
Moją jedyną motywacją są moje córki. Chcę im pokazać, że można iść pod prąd, mówić i robić, co tylko się chce. Chcę je nauczyć, że jeśli będą stały mocno przy własnych przekonaniach, to będą spełnione i szczęśliwe.
Nakręca mnie świadomość, że to, co robię, działa.
Zosia Zochniak
Niedawno pewna kobieta napisała, że dzięki mnie całą wyprawkę dla swojego pierwszego dziecka zrobi z rzeczy z drugiego obiegu. To mi daje większe poczucie satysfakcji niż wszystkie nagrody, jakie dostałam. Chciałabym móc przypisać sobie taką zasługę, że każdy, kto kupuje ubranie, nie ogranicza się do patrzenia, czy jest ładne, tylko zagląda do środka: czyta skład, przelicza koszt zakupu tego ubrania przez ilość potencjalnych razy, kiedy je założy. Świadome decyzje zakupowe są po prostu uwalniające. I nie ma znaczenia, czy robisz to, by ratować planetę, czy swój portfel.
Na moich oczach tworzy się historia
Marta Kołakowska, właścicielka Galerii LETO – jednej z najważniejszych galerii prywatnych na polskiej scenie sztuki współczesnej
W prowadzeniu galerii, tak jak w rozwijaniu swojego stylu przez artystę, ważne są dwie cechy: cierpliwość i konsekwencja. Moja droga jest właśnie konsekwencją wielu wydarzeń. Od dziecka byłam otoczona sztuką. Wychowałam się w Niepołomicach, przesiąkniętym renesansem miasteczku, z zamkiem myśliwskim, który był letnią rezydencją wielu polskich królów, i z gotyckim kościołem, w którym oglądało się „Tańce śmierci”, nagrobki autorstwa Santiego Gucciego, gdy barokowe organy huczały, wygrywając pieśni.
Po studiach z historii sztuki w Krakowie przeniosłam się do Warszawy. Najpierw pracowałam w dziale oświatowym w Zachęcie, później w domu aukcyjnym Polswiss Art. Miałam do czynienia ze wspaniałymi prywatnymi kolekcjami. Zdarzały się wśród nich takie, które po raz pierwszy poddawano publicznej prezentacji, i takie, które przez lata uchodziły za zaginione. Obcowanie z dziełami sztuki dwudziestolecia międzywojennego czy École de Paris było fantastyczne, ale cały czas miałam poczucie, że czegoś mi brakuje – kontaktu z artystą.
Świadomość, że z moich rozmów z takimi artystami, jak Honza Zamojski, Radek Szlaga, Angelika Markul czy Maurycy Gomulicki, powstały koncepcje, które oni chcą realizować, jest czymś fantastycznym. Kiedy mogę swoimi kontaktami i środkami finansowymi uczestniczyć w projektach młodych, nieznanych artystów, a potem widzę tego efekt, to mam wrażenie, że na moich oczach tworzy się historia. Nie da się tego porównać ze sprzedażą na rynku wtórnym, gdy ktoś przynosi obraz do sprzedania, osiąga on niewiarygodnie wysoką cenę i wszyscy się cieszą, że padł kolejny rekord. A tak naprawdę nie wnosi to niczego ciekawego do historii polskiej sztuki.
W trosce o artystów
Ciągle zapomina się, że artyści nie są błękitnymi ptakami, które nie potrzebują strawy. Potrzebują, a galerie prywatne stają się dla wielu z nich jedynym źródłem utrzymania. Od tego, na ile wierzymy w tych, których reprezentujemy, zależy bardzo dużo – nie tylko czy mają wsparcie finansowe, ale też emocjonalne, bo czasem na sukces czeka się latami.
To sprawia, że osoby, które widzą w prowadzeniu galerii potencjał na łatwy biznes, mogą się bardzo rozczarować. To interes, do którego prawie zawsze się dokłada, bardzo rzadko się coś zwraca, a jeśli już, to inwestuje się te środki w dalszy rozwój.
Marta Kołakowska
Rynek sztuki współczesnej w Polsce jest bardzo młody, prywatne galerie funkcjonują dopiero od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Wciąż mamy więc czasy pionierskie, kiedy dopiero budujemy swoje małe marki. Galeria LETO, która reprezentuje m.in. Angelikę Markul, Maurycego Gomulickiego, Aleksandrę Waliszewską i Radka Szlagę, działa od 15 lat. Kiedy zaczynałam, w 2007 roku, po chwili był wielki krach w USA. Od tamtej pory co roku zaskakują nas jakieś niespodziewane sytuacje, jak ostatnio pandemia i wojna w Ukrainie. Nigdy nie wiem, co się wydarzy za chwilę, a jednak jesteśmy w stanie przetrwać. A dzięki nam są w stanie przetrwać nasi artyści.
Nie patrząc w Excel
Model polskiej galerii jest bardzo romantyczny. Galerie prywatne na Zachodzie wierzą w Excel, wyznacznikiem sukcesu są dla nich tabelki. Ja w tabelki nie patrzę, ponieważ projekty czasem przynoszą korzyści dopiero po dwóch, trzech latach. Inwestuję w to, co jest autentyczne, silne i przekonujące. Jeśli się zwróci, to wspaniale. Jeżeli nie – następnym razem zastanowię się dwa razy.
Intuicja jest w tym zawodzie bardzo ważna, ale nigdy nie decyduję się na współpracę z artystką lub artystą od razu.
Marta Kołakowska
Najpierw przez rok lub dwa obserwuję incognito, czy dana osoba jest zdeterminowana, żeby się rozwijać. Przyglądam się, co dzieje się z jej twórczością, gdy dostaje wsparcie. To, co artysta chce zakomunikować, i w jaki sposób to robi, jest superważne. Jeżeli nie ma nic do powiedzenia, to choćby był najzdolniejszy technicznie w malowaniu, jego prace będą nijakie, miałkie i pozbawione treści.
Ważny jest też brak lęku przed podjęciem ryzyka i przyzwolenie na porażkę. Osiąganie tylko sukcesów jest w przypadku artysty bardzo niebezpieczne. Trzeba od czasu do czasu się potknąć, żeby później być jeszcze lepszym. Galerzysta musi być czujny i cierpliwy i to obserwować – jeśli albo on, albo twórca nastawieni są na szybki rezultat, to prawie nigdy nic z tego nie wychodzi.
Wiedzieć, co się dzieje
Maurycego Gomulickiego, Aleksandrę Waliszewską czy Alex Urban, z którymi pracuję, poznałam kilkanaście lat temu. Wtedy robiłam research, szukałam. Teraz mam bardzo mocną grupę artystów i coraz mniej jestem nastawiona na odkrywanie nowych. Ale jestem bardzo czujna. Chodzę na wystawy, oglądam portfolia, a przede wszystkim słucham rekomendacji moich artystów, którzy mają bliższy kontakt z młodszym pokoleniem. Dzięki takiej właśnie rekomendacji natrafiłam na arcyzdolną artystkę Lerę Dubitskayę. Lubię wiedzieć, co się aktualnie dzieje, ale żeby się zdecydować na współpracę, muszę mieć tej młodej osobie coś do zaoferowania. To ogromna odpowiedzialność, żeby artysta nie był rozczarowany i nie czuł się zawiedziony albo wykorzystany