Pandemia pokrzyżowała plany organizatorom wszystkich imprez sportowych. Rozgrywki lig piłkarskich przerwano, a potem wznowiono, ale bez udziału publiczności. Wyścigi Formuły 1 też odbywają się bez udziału publiczności. Decyzja o tym, by tegoroczne Le Mans odbyło się bez widzów, jest wręcz szokująca, bo to właśnie fani decydowali o wyjątkowości tego wyścigu.
Le Mans: słynny wyścig 24-godzinny
24-godzinny wyścig we francuskim mieście Le Mans otaczany jest kultem przez miłośników motosportu. To jedna z najstarszych imprez wyścigowych na świecie i najbardziej prestiżowa. Zwycięstwo w Le Mans chciałby mieć na koncie każdy kierowca wyścigowy.
Znawcy podkreślają, że w świecie motosportu są tylko trzy imprezy najwyższej rangi: Grand Prix Monaco, Daytona 500 i Le Mans. W odróżnieniu od dwóch pierwszych, tylko we Francji ściganie trwa dobę, a kierowcy o zwycięstwo musza walczyć pełne 24 godziny.
Czytaj też: Najsłynniejsze klasyczne auta z garażu Steve’a McQueena
Co roku w czerwcu do małego, liczącego kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców miasta Le Mans, przybywa ćwierć miliona fanów ścigania z całego świata. Najwierniejsi spędzają tu tydzień. Wyścig to dla nich najważniejszy moment w sezonie. Czekają na niego cały rok, by przez 24 godziny sycić się nieopisanym wręcz jazgotem samochodów pędzących po torze i spędzać czas z innymi miłośnikami wyścigów długodystansowych.
Na torze we Francji ścigali się najlepsi i najbardziej znani kierowcy. Zwyciężał tu Carroll Shelby i Bruce McLaren, ścigał się Fernando Alonso, Juan-Pablo Montoya czy Paul Newman. O tym wyścigu film nakręcił Steve McQueen, kilka sezonów na Le Mans spędził aktor Patrick Dempsey („Chirurdzy”), a ostatnio do startu w słynnym 24-godzinnym wyścigu przygotowuje się jego bardziej znany kolega po fachu, Michael Fassbender. Żaden inny wyścig nie wrósł tak mocno w popkulturę, żaden nie budzi takich emocji i nie ma tak oddanych fanów.