Nowy rok, nowe postanowienia. Może nie do końca zupełnie nowe, bo już 2020 rok wywrócił nasze życie do góry nogami. Przypomniał też, że to ostatni dzwonek na zmiany złych przyzwyczajeń. Zeszłoroczny paraliż wielu dziedzin gospodarki, wyhamowanie przemysłu i brak możliwości podróży, sprawiły, że boleśnie to odczuliśmy, ale globalny lockdown przy okazji okazał się zbawienny dla środowiska. I choć doniesienia o delfinach pluskających się w kanałach Wenecji pod nieobecność turystów okazały się fake newsem, to trudno było nie zauważyć zmiany: w Chinach, gdzie na parę miesięcy stanęło wiele fabryk, emisja dwutlenku węgla do atmosfery spadła o blisko jedną czwartą.
Jeśli 2020 rok był rokiem zmian, to 2021 będzie czasem ich konsolidacji.
W obliczu grożącej nam katastrofy klimatycznej ze zmianami nie można dłużej zwlekać, trzeba działać. Potrzebne są zmiany systemowe, na poziomie makro (tu wiele do zrobienia ma choćby Unia Europejska w ramach programu Europejski Zielony Ład), ale też każdy z nas powinien myśleć o tym, w jaki sposób codzienne decyzje przekładają się na stan środowiska naturalnego.
Czytaj też: Jeden składnik sprawia, że te perfumy kosztują zawrotne sumy
Dotyczy to także wyboru produktów, które lądują na półce w łazience. Branża „beauty” stoi przed koniecznością poważnych zmian, bo tego oczekują konsumenci. Jak podaje raport „How COVID-19 is changing the world of beauty” przeprowadzony przez McKinsey Company, wartość globalnego rynku, którego obroty wynoszą ok. 500 miliardów dolarów rocznie, spadła w ubiegłym roku nawet o jedną trzecią. Najmocniej odczuli to producenci perfum i kosmetyków do makijażu. Sprawdzający się do tej pory w kryzysowych momentach tzw. „efekt szminki” (ukute przez Leonarda Laudera, potomka twórców amerykańskiej marki Estee Lauder, stwierdzenie, że w czasach kryzysu wzrasta sprzedaż relatywnie tańszych dóbr luksusowych, a więc kobieta chętniej kupi markową szminkę niż markową torebkę), tym razem nie zadziałał. Bo komu potrzebna szminka w obliczu obowiązku noszenia maseczek?
Na razie szminka zostaje więc na dnie kosmetyczki. A gdy możliwości makijażowe nadal są ograniczone przez konieczność noszenia maseczek, najlepszym makijażem okazuje się… jego brak i zdrowa, zadbana skóra.