Go FlyEase to pierwszy model butów Nike, do których założenia nie trzeba używać rąk. To jeden z powodów, dla których spotkały się one z zainteresowaniem osób zaangażowanych w walkę z dyskryminacją osób niepełnosprawnych. Jednak po tym, jak buty nowe buty Nike’a trafiły do sprzedaży, równościowa polityka amerykańskiego giganta zderzyła się z realiami wolnego rynku. Buty wyprzedały się błyskawicznie, a cena jednej pary na rynku wtórnym poszybowała ze 120 dolarów do nawet 2 tysięcy. Walka z armią botów i zawodowych „resellerów” zajmujących się wykupywaniem produktów, a później ich odsprzedawaniem z zyskiem, uniemożliwiła zakup butów tym, którzy naprawdę mogą ich potrzebować – czyli osobom z niepełnosprawnościami.

Czytaj też: Świat mody zapomniał o osobach niepełnosprawnych. Dlaczego?

To łączenie inkluzywnego marketingu z ekskluzywnością sprzedaży – twierdzą osoby z niepełnosprawnościami. Louie Lingard, 19-latek dotknięty wrodzoną sztywnością stawów, umieścił w sieci film, w którym skrytykował nie tyle kupujących nowe buty Nike’a, ale firmę, która jego zdaniem powinna robić więcej by jej produkty były dostępne dla osób zmagających się z niepełnosprawnościami. „Przecież i tak zarabiają, więc dlaczego mieliby się tym martwić?” – mówi Lingard. Jego nagranie tylko na Twitterze obejrzało 6 mln osób. W większości wyrażano poparcie dla argumentów nastolatka.

Już po zaprezentowaniu butów w lutym niepełnosprawny pisarz i aktywista Alex Haagaard nazwał je przykładem „fenomenu obranych pomarańczy”. Dla części pełnosprawnych odbiorców buty były przykładem zbędnej nowinki technologicznej, butami „dla leniwych”, tymczasem dla niepełnosprawnych, którzy zostali pozbawieni możliwości kupna butów, ten produkt może zmienić ich codzienne funkcjonowanie. Niektórzy zwracali też uwagę, że Nike stara się nie używać słowa „niepełnosprawność” w komunikatach prasowych dotyczących butów Go FlyEase, zastępując je określeniem „uniwersalne”.

Limitowane edycje butów Nike (firma nie podaje, ile egzemplarzy Go FlyEase trafiło do sprzedaży), które błyskawicznie znikają z półek, nie są niczym nowym. Po niedawnym skandalu w Stanach Zjednoczonych Nike szuka rozwiązań, które pomogły ograniczyć zjawisko wykupywania dziesiątek par w celu sprzedaży ich w internecie po zawyżonej cenie. Nie znaczy to jednak, że takie narzędzia są już gotowe – w przeszłości Nike sięgało między innymi po loterie lub prezentowało edycje swoich produktów przeznaczone w pierwszej kolejności dla konkretnych grup. Tym razem firma nie widzi problemu. „Z powodu ogromnego zapotrzebowania nie jesteśmy obecnie w stanie obsłużyć wszystkich chętnych. Więcej par i dodatkowe kolory butów będą dostępne jeszcze w tym roku” – odpowiedział na zarzuty rzecznik firmy w rozmowie z serwisem „Input”.