Zabił więcej ludzi niż Hilter czy Stalin. Polityka Mao Zedonga doprowadziła do śmierci 70 mln osób, z czego 38 mln zmarło w wyniku wywołanej przez jego rządy klęski głodu. Znacząco przyczynił się do wybuchu wojen w Korei i Wietnamie oraz do komunistycznego ludobójstwa w Kambodży. Sprawował totalitarną władzę nad jedną czwartą ludności Ziemi. W rozpętanej przez niego obłąkańczej rewolucji kulturalnej zniszczono niezliczoną ilość bezcennych skarbów liczącej 5 tys. lat cywilizacji. Żył jak feudalny władca, gdy jego naród był pogrążony w nędzy i niewolnictwie. A mimo to zawsze cieszył się autentyczną sympatią tysięcy intelektualistów z Zachodu, którzy widzieli w nim dzielnego rewolucjonistę przynoszącego światu postęp społeczny, nadzieję na wyzwolenie z biedy oraz zniszczenie „sił reakcji". Jego podobizna nawet obecnie widnieje na designerskich koszulkach i modnych gadżetach. W samej Chińskiej Republice Ludowej nadal jest darzony wielkim państwowym kultem – jego wizerunek widnieje na banknotach i pomnikach, a zmumifikowane ciało spoczywa w mauzoleum na pekińskim placu Tiananmen. Kult Wielkiego Sternika wciąż ma się dobrze, choć władze ChRL już wiele lat temu wzięły rozbrat z prowadzoną przez niego polityką i skierowały kraj na tory „autorytarnego kapitalizmu" i dzikiego konsumpcjonizmu. Mao Zedong – przywódca komunistycznych Chin w latach 1949–1976 jest już dla nich jedynie symbolem legitymizującym dyktaturę, mitem, który przerósł prawdziwego Mao. Mit ten jest ze zrozumiałych względów zaciekle broniony przez partię i bezpiekę. Zwykli Chińczycy nie mają prawa się dowiedzieć, że ojciec założyciel ChRL rządził jak najeźdźca i uczynił z Chin swoją własność. Z tego powodu są też ostro cenzurowane wszelkie informacje o niezwykle barwnym życiu prywatnym przewodniczącego Mao.
Mao Zedong, od 1943 r. szef biura politycznego, przewodniczący Komitetu Politycznego Komunistycznej Partii Chin i przywódca kraju w latach 1949–1976, karierę zawodową rozpoczynał jako wiejski nauczyciel.
Lepiej niż Mandżurowie
Zaczynał jako wiejski nauczyciel, a szmat życia spędził jako zawodowy rewolucjonista. Okazał się na tyle sprytny i bezwzględny, by wyeliminować swoimi intrygami wszystkich potencjalnych rywali. Zwyciężył z Czang Kaj-szekiem, przeczekał Japończyków i Stalina, by stać się niezależnym przywódcą komunistycznego mocarstwa i rywalem Moskwy o rząd dusz w Trzecim Świecie. To z pewnością kosztowało go wiele nerwów, ale sprawiło, że upajanie się władzą i majątkiem było przyjemniejsze.
Przywódca ChRL na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie osoby niezwykle skromnej. Ubierał się w prosty, znoszony partyzancki mundur, czasem narzucał na siebie połatany szlafrok, a nowe buty oddawał ochroniarzom, by je rozchodzili. Nie oznaczało to jednak, że Mao gardził dobrami materialnymi – on po prostu preferował niechlujny styl ubierania się i uważał, że stare, wysłużone ciuchy są wygodniejsze od nowych, bardziej eleganckich. Gdy w jego bluzie czy spodniach zrobiła się dziura, wysyłano je do naprawy najlepszym krawcom z Szangahaju, choć zakup nowych ubrań często byłby tańszy niż naprawianie na siłę starych.
Przywódca Czerwonych Chin nie lubił się myć. Przez blisko 25 lat sprawowania rządów ani razu nie wziął prysznica, ani razu nie wszedł do wanny. Zamiast tego służący wycierali go codziennie gorącymi ręcznikami. Trudniejszym zadaniem było utrzymywanie przez Mao higieny jamy ustnej. Nie mył zębów i nie dbał o oddech. Jadł za to jedzenie znakomitej jakości, pochodzące ze specjalnych gospodarstw rolnych, w których przygotowywano przysmaki przeznaczone dla elity. Na jego stół przysyłano specjalny gatunek ryb z prowincji Wuhan. Przewożono je przez tysiące kilometrów w plastikowych torbach z natlenioną wodą, by dojechały żywe. Warzywa na stół przewodniczącego uprawiano w gospodarstwie na podpekińskim wzgórzu, które było zasilane wodą ze źródełka, z którego wcześniej korzystał cesarski dwór. Smażone potrawy podawano mu prosto z ognia – służący biegli z nimi do jadalni z bardzo oddalonej kuchni. Oczywiście, wszystkie specjały były wcześniej próbowane przez kontrolera jakości, który przy okazji sprawdzał na sobie, czy nie zostały one zatrute.