Od początku swego istnienia Państwo Islamskie skupiało się na zdobywaniu terytorium w Syrii i w Iraku. Oczywiście, ideolodzy zbrojnego dżihadu ambicjami sięgają całego świata, ale IS zdaje sobie sprawę, że - podobnie jak w latach 90. Al-Kaida - potrzebuje bazy, terytorium, na którym może w miarę spokojnie prowadzić szkolenia i przygotowywać kolejne ofensywy.
Taki sposób IS miał przez mniej więcej rok na sporej części północnego i zachodniego Iraku oraz północnej i wschodniej części Syrii. Od kilku miesięcy IS ma jednak coraz więcej problemów i to z kilku kierunków jednocześnie. W ciągu ostatniego roku kalifat stracił około jednej piątej zajmowanego do tej pory terytorium.
IS ma kilka poważnych problemów. Po pierwsze - Kurdowie. Kurdyjskie wojsko okazało się godnym przeciwnikiem dla IS. Kurdowie wspierani przez lotnictwo USA i sojuszników zaczęli odnosić kolejne sukcesy. Ostatnio przecięli główną szosę łączącą Rakkę, stolicę IS, z Mosulem w Iraku, największe zajęte dotąd przez dżihadystów miasto.
Po drugie - Rosjanie. Naloty USA zaczęły powoli zmieniać sytuację w Syrii, ale prawdą jest jest, że tam współdziałanie zachodniej koalicji z rebeliantami przynosiło duże gorsze efekty niż w Iraku. Tam Amerykanie współdziałają z rządową armią na południu i z Kurdami na północy. Dodatkowo iracki rząd jest mocno wspierany przez Irańczyków, doświadczonych w nieregularnych działaniach partyzanckich.
W Syrii interesy Irańczyków są inne niż interesy Zachodu. Iran wspiera tu armię prezydenta Assada, podczas gdy Zachód chce jego odejścia. Wielu ekspertów uważa, że na poziomie taktycznym Iran i USA koordynują działania w Iraku zwiększając siłę nacisku na IS. W Syrii takiej koordynacji nie ma.